Wreszcie dosięgnął szczytu wysokiej góry, wkoło której trzeba było się przewinąć, aby dotrzeć do
samotnej doliny, gdzie mieszkał jego przyjaciel, młody handlarz drzewa. Julianowi nie było spieszno
ujrzeć go, jak w ogóle żadnej ludzkiej istoty. Ukryty niby drapieżny ptak wśród nagich skał wieńczących
górę, mógł z dala dojrzeć każdego, kto by się przybliżył. Odkrył w prostopadłej niemal skale małą grotę
- puścił się ku niej, niebawem znalazł się w tym schronieniu. - Tutaj - rzekł z błyszczącymi radością
oczami - ludzie nie zdołają mi uczynić nic złego. - Skusiła go rozkosz spisania swoich myśli; wszędzie
gdzie indziej rzecz tak niebezpieczna! Graniasty kamień posłużył mu za pulpit. Pióro jego pomykało, nie
widział nic dokoła siebie. W końcu spostrzegł, iż słońce kryje się za górami, het, daleko za Beaujolais.
Stendhal (własc. Marie-Henri Beyle)
(fragment powieści Czerwone i czarne, 1831)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz