Terry Pratchett (fragment powieści Piekło pocztowe, 2004)
05 marca 2015
nie jego wina, że ciągle go cisną, ciągle gonią. . .
– No... Może człowiek ma masę roboty, wraca z obchodu, może jest akurat Strzeżenie Wiedźm, mnóstwo kartek, rozumie pan, sir, a inspektor się go czepia o spóźnienia, no więc może on wciska gdzieś w bezpieczne miejsce pół worka listów... Ale przecież doręczy je, to jasne. Przecież to nie jego wina, że ciągle go cisną, ciągle gonią... A potem przychodzi jutro i ma jeszcze większą torbę, bo stale poganiają, więc sobie myśli: Dzisiaj może też parę zostawię, w czwartek mam wolne i wtedy wszystko załatwię... Tyle że, sir, do czwartku ma już więcej niż dzień pracy zaległości, bo oni ciągle gonią, a on i tak jest zmęczony, zmęczony jak pies, więc sobie mówi: niedługo mam przecież trochę urlopu, ale dostaje ten urlop i... No więc pod koniec sytuacja zrobiła się paskudna. Nastąpiły... nieprzyjemności. Posunęliśmy się za daleko, sir, za bardzo się staraliśmy. Czasami wszystko rozpada się tak, że lepiej zostawić to w spokoju, zamiast próbować zbierać odłamki. Znaczy, od czego niby zacząć?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz