06 września 2011

chrystus na krzyżu. . .

Chrystus na krzyżu. Stopy tuż nad ziemią.
Trzy krzyże drewniane, jednako wysokie.
Chrystus to nie ten w środku, lecz trzeci.
Z czarną brodą zwieszoną nad piersią.
Ta twarz nie ma rysów znanych z rycin.
Jest ostra i żydowska. Nigdy nie widzianej
będę szukał niestrudzenie, aż do ostatniego
dnia moich kroków na ziemi.
Umęczony cierpi bez słowa.
Kaleczy go cierniowa korona.
Nie dosięgają go szyderstwa tłumu,
który patrzył już tyle razy, jak umiera.
On, albo ktoś inny. Cóż to za różnica.
Chrystus na krzyżu. Bezładnie
myśli o królestwie, co może nań czeka,
myśli o kobiecie, która nie była jego.
Nie dane jest mu poznać teologię,
niepojętą Trójcę, gnostyków,
katedry, brzytwę Ockhama,
purpurę, mitrę i liturgie,
nawrócenie mieczem Guthruma,
Inkwizycję, krew męczenników,
srogie krucjaty i Joannę d'Arc,
Watykan, który błogosławi armie.
Wie, że nie jest bogiem, lecz człowiekiem
konającym o zmierzchu. I nie to go nęka.
Nęka go ostre żelazo tych gwoździ.
Nie jest Rzymianinem. Ani Grekiem. Jęczy.
Pozostawił nam pełne blasku metafory
i doktrynę o przebaczeniu, które może
wymazać przeszłość (tę sentencję
zapisał pewien Irlandczyk w więzieniu).
Dusza pośpiesznie zbliża się do kresu.
Ściemniło się nieco. Właśnie skonał.
Mucha łazi po spokojnym już ciele.
I cóż przyjdzie mi z tego, że ów człowiek
tyle wycierpiał, gdy ja cierpię teraz?

                                          Jorge Luis Borges


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz