"Jednak to ciężko tak nagle..." - i znowu umilkł, i już
nic nie chciał mówić. Następne trzy, cztery godziny upływają na wiadomych sprawach: ksiądz, śniadanie, do
którego dają mu wódkę, kawę i pieczeń wołową (no, czy to nie kpiny? Przecie zastanowić się tylko, jakie to
okrutne, a z drugiej strony, dalibóg, ci poczciwi ludzie robią tak z dobrego serca i są przekonani, że to jest
humanitarne), potem toaleta (czy panie wiedzą, na czym polega toaleta przestępcy?), wreszcie wiozą go przez
miasto na miejsce egzekucji... Przypuszczam, że skazańcowi i tu się wydaje, iż ma przed sobą jeszcze długie
życie, dopóki go wiozą. Mam wrażenie, że on na pewno tak myślał w drodze. "Jeszcze długo, jeszcze przez trzy
ulice będę żył; tę przejadę, potem będzie jeszcze ta, przy której jest po prawej stronie piekarnia... a zanim
dojedziemy do piekarni, upłynie sporo czasu!" Dokoła tłum ludzi, krzyk, hałas, dziesięć tysięcy osób, dziesięć
tysięcy par oczu - wszystko to trzeba znieść, a przede wszystkim tę myśl: "Ich jest dziesięć tysięcy, jednak
żadnego nie stracą, tylko mnie stracą!" No, ale to wszystko - to dopiero wstęp. Na szafot prowadzą schodki:(...)
(...)pomyśleć tylko, że to tak do ostatniego ułamka sekundy, kiedy
już głowa leży na pniu i czeka... i wie, i nagle usłyszy nad sobą, jak zgrzytnęło żelazo! To się na pewno usłyszy!
Ja, gdybym leżał, umyślnie bym słuchał, i usłyszał! Może to trwać najwyżej jedną dziesiątą sekundy, ale na
pewno się słyszy!
Fiodor Dostojewski (fragment powieści Idiota, 1869)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz