24 listopada 2012

zwykła większość. . .

Są ludzie, o których trudno jest powiedzieć coś takiego, co by od razu i całkowicie wyraziło ich najbardziej typowe i charakterystyczne cechy; to są ci ludzie, których zazwyczaj nazywa się ludźmi "zwykłymi", "większością" i którzy rzeczywiście stanowią większość każdego społeczeństwa. Pisarze w swoich powieściach i romansach starają się przeważnie brać pewne typy społeczne i przedstawiać je obrazowo i artystycznie - typy nader rzadko spotykane w życiu jako pewne całości, a które jednak są niemal bardziej rzeczywiste niż sama rzeczywistość.
 (...)
Zresztą wypada zaznaczyć, że ujęliśmy tu sprawę krańcowo: w olbrzymiej części wypadków ludzie z tej "mądrej" kategorii kończą bynajmniej nie tak tragicznie; najwyżej pod koniec życia psuje im się mniej lub więcej wątroba, i to wszystko. Zawsze jednak zanim się poddadzą i ukorzą, ludzie ci nieraz nadzwyczaj długo popełniają różne ekstrawagancje, poczynając od młodości, kończąc na wieku rezygnacji, a wszystko dlatego, że koniecznie pragną być oryginalni. Zdarzają się także dziwne wypadki: pragnąc być oryginalnym, niejeden uczciwy człowiek gotów jest popełnić nawet czyn niegodziwy; a bywa i tak, że ten i ów spośród tych nieszczęśliwców nie tylko jest uczciwy, ale nawet dobry, jest opiekunem rodziny, utrzymuje i żywi swoją pracą nawet obcych, nie tylko swoich bliskich, i cóż? - przez całe życie nie może się uspokoić! Bynajmniej nie uspokaja i nie cieszy go myśl, że jako człowiek tak dobrze spełnił swoje obowiązki, przeciwnie nawet, to go właśnie irytuje: "Więc na to zmarnowałem całe życie, więc to mi krępowało ręce i nogi, więc to mi przeszkodziło wynaleźć proch. Gdyby nie to, byłbym na pewno odkrył Amerykę albo wynalazł proch; nie wiem dokładnie co, ale na pewno coś bym odkrył albo wynalazł!" Najbardziej charakterystyczne w tych panach jest to, że przez całe życie w żaden sposób nie mogą stwierdzić na pewno, co właściwie mają odkryć i co przez całe życie gotowi są wynaleźć: proch czy Amerykę? Ale ich cierpień i tęsknoty do odkryć i wynalazków doprawdy wystarczyłoby dla niejednego Kolumba albo Galileusza.
(...)
Głębokie i trwałe poczucie tego, że jest człowiekiem bez talentu, a jednocześnie przemożna chęć upewnienia się, że jest człowiekiem najbardziej samoistnym, silnie zraniły mu serce, i to jeszcze w chłopięcych prawie latach. Był to młody człowiek pełen zawistnych i gwałtownych pragnień, a przy tym jak gdyby urodzony już z roztrzęsionymi nerwami. Gwałtowność swoich pragnień brał za ich siłę. Przy swojej namiętnej chęci odznaczenia się gotów był nieraz do iście szaleńczego skoku; gdy jednak sprawa dochodziła już do tego skoku, bohater nasz okazywał się zawsze zbyt mądry, żeby się na to zdecydować. To go zabijało. Może nawet przy sposobności zdecydowałby się na jakiś wybitnie podły uczynek, byle urzeczywistnić chociaż cząstkę swoich marzeń; ale jakby umyślnie, gdy przyszło co do czego, okazywał się zbyt uczciwy, aby popełnić jakiś wybitnie podły uczynek. (Na jakiś nie zanadto podły uczynek zawsze był zresztą gotów się zgodzić.) Z obrzydzeniem i nienawiścią patrzył na ubóstwo i na upadek swojej rodziny. Nawet do matki odnosił się wyniośle i z pogardą, mimo iż sam doskonale rozumiał, że reputacja i charakter jego matki stanowiły na razie główny punkt oparcia w jego karierze. Obejmując posadę u Jepanczyna powiedział sobie od razu: "Jak być podłym, to być podłym aż do końca, byle tylko wygrać" - i prawie nigdy nie był podłym aż do końca. Bo i dlaczego sobie wyobraził, że koniecznie musi postępować podle?

Fiodor Dostojewski (fragment powieści Idiota, 1869)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz