BLOOM: (Dźgnięty, przygnieciony zadem.) Och! Och! Potwory! Okrutniku! BELLO: Proś o
to co dziesięć minut. Błagaj, módl się o to, jak nie modliłeś się nigdy przedtem. (Podsuwa
mu pod nos zaciśniętą w figę pięść i cuchnące cygaro.) Pocałuj to. Oba. Całuj. (Siada
okrakiem i, ściskając kolana po kawaleryjsku, wola ostro.) Wio! Na koniku na biegunach
dojedziemy do bieguna! Dosiądę go w wyścigu o nagrodę Eciipse. (Pochyla się w bok i
mocno ściska jądra swego wierzchowca, wrzeszcząc.) Ho! Start! Muszę cię dobrze
wytrenować! (Podskakuje na siodle, ujeżdża swego konia na biegunach.) Jedzie, jedzie pan,
pan, pan, na koniku sam, sam, sam, a za panem chłop, chłop, chłop, na koniku hop, hop,
hop. FLORA: (Odciągając Bello.) Puść mnie na niego teraz. Najeździłaś się. Ja prosiłam
pierwsza.
ZOE: (Odciąga Florę.) Mnie. Mnie. Czy nie skończyłaś z nim jeszcze, pijawko'.' BLOOM:
(Dusząc się.) Nie mogę.
BELLO: Nie, jeszcze nie. Zaczekajcie. (Wstrzymuje oddech.) A niech to. Uwaga. Ten czop
zaraz wyskoczy. (Odkorkowuje się z tylu, a potem, z twarzą skręconą wysiłkiem,
pierdzi głośno.) Chwytaj to! (Zakorkowuje się.) Tak, na Jowisza, szesnaście i trzy czwarte.
James Joyce (fragment powieści Ulisses, 1922)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz