22 grudnia 2012

tam być, trwać wcielonym w ten zakrzepły wir chmur. . .

Wiotkie, różowe „cirrusy", splątane w fantastyczny welon w zenicie, dziwnie nieruchome w stosunku do pędzących jak kule, oderwanych od głównego wału, ciemnych „ganflonów", zdawały się mówić coś tajemniczego o lepszym bycie, gdzie niema miłości, samczych awantur, religijnych kompromisów, społecznych zbrodni i metafizycznej bzdury. Tam być, trwać wcielonym w ten zakrzepły wir chmur, choć sekundę jedną żyć innym istnieniem, niż to przypadkowe pienienie się brudnej pianki, na niewiadomej głębi fali. Pianka rozłazi się, rozkręca, rozwiewa i tyle wie o sobie — aha: na odwrót — czyż nie wszystko jedno? „Mijamy, nie wiedząc o sobie nic: cierpiące, albo głupio szczęśliwe fantomy, pusząc się naszym nędznym, (a mimo to jedynym dla całego bytu) aparacikiem pojęć, który czymże jest wobec nieprzejrzanych przestrzeni niewiadomego w nas i poza nami, niewyrażalnego w psychologistycznym i fizycznym poglądzie i w obu razem, ujętych w metafizyczny system, wykazujący ich niewystarczalność i konieczność przyjęcia obu, jako wynikających z zasadniczych praw Istnienia.
Czyż jest tak zwane szczęście, nie oparte na bydlęcej głupocie albo na jakimś choćby szczytem (ale czym mierzymy tę szczytność?) omamieniu jakąś fikcją, albo wprost na grubej bladze.

 Stanisław Ignacy Witkiewicz, ps. Witkacy (fragment powieści Pożegnanie jesieni, 1927)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz