25 lutego 2013

góry głośno i przenikliwie odrzucały sobie jak piłkę echo jego czynu. . .

   — Zaczynamy! — oświadczył Naphta. — Proszę iść naprzód i strzelać! — zawołał do przeciwnika i począł sam zbliżać się doń z wyciągniętą ręką i pistoletem wymierzonym w jego pierś. Był to widok niewiarygodny. Settembrini uczynił to samo. Posunąwszy się o trzy kroki — tamten stanął już obok bariery, nie oddając strzału — podniósł broń ku górze i nacisnął cyngiel. Ostry strzał odbił się wielokrotnym echem. Góry podawały sobie wzajem dźwięk, rozbrzmiewała nim dolina, a Hans Castorp pomyślał, że za chwilę zaczną zbiegać się ludzie.
   — Strzelił pan w powietrze — rzekł Naphta panując nad sobą i opuścił broń. Settembrini odparł:
   — Strzelam, gdzie mi się podoba.
   — Będzie pan raz jeszcze strzelał.
   — Ani myślę. Teraz kolej na pana. — Pan Settembrini podniósł głowę, spozierając w niebo, i stanął zwrócony nieco bokiem, niezupełnie frontem do przeciwnika. Był to wzruszający widok. Jasne było, że słyszał, iż nie należy prosto wystawiać się na strzał przeciwnika, i że postępuje w myśl tej wskazówki.
   — Tchórzu! — krzyknął Naphta; w okrzyku tym brzmiało ludzkie przyznanie, że trzeba więcej odwagi, by strzelać do drugiego, aniżeli by pozwolić strzelać do siebie. Potem podniósł broń w sposób, który nie miał już nic wspólnego z walką, i wypalił sobie prosto w skroń.
   Żałosny, niezapomniany widok! Zatoczył się o parę kroków wstecz, podczas gdy góry głośno i przenikliwie odrzucały sobie jak piłkę echo jego czynu, po czym runął wyrzucając nogi ku przodowi i, opisawszy całym ciałem łuk ku prawej stronie, padł twarzą w śnieg.
   Przez chwilę stali wszyscy jak wryci. Settembrini odrzucił daleko od siebie broń i pierwszy podbiegł do niego.
— Infelice! — wołał. — Che cosa fai per l’amor di Dio!*

Thomas Mann (fragment powieści Czarodziejska góra, 1924)




* Infelice!... Che cosa fai... (wł.) — Nieszczęsny! Co czynisz, na miłość boską!


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz