Swann poznał w tym opowiadaniu jeden z owych
fragmentów autentycznego faktu, którymi kłamcy zaskoczeni
ratują się wprowadzając prawdziwy szczegół
w system zmyślonych przez siebie okoliczności i sądząc,
że w ten sposób zdołają użyczyć całości znamienia
prawdy. Niewątpliwie, kiedy Odęta zrobiła coś,
do czego nie chciała się przyznać, ukrywała to starannie.
Ale kiedy się znalazła w obecności osoby, przed
którą chciała skłamać, ogarniało ją zmieszanie, wszystkie
jej myśli mąciły się, inwencja jej i zdolność rozumowania
były jak sparaliżowane. Czuła w głowie
pustkę; trzeba było coś powiedzieć; wówczas znajdowała
pod ręką właśnie to, co chciała ukryć i co, będąc
prawdą, samo zostało na placu. Oddzielała z tego mały
kawałek, sam przez się bez znaczenia, powiadając sobie,
że tak będzie lepiej i że dający się sprawdzić
szczegół nie nastręcza tych niebezpieczeństw co fałszywy.
„To przynajmniej jest prawda — mówiła sobie
— to jest pewne. Może się dowiadywać, przekona
się, że to była prawda; to mnie w każdym razie nie
zdradzi."
Myliła się: właśnie to ją zdradzało! Nie zdawała sobie
sprawy, że ten prawdziwy szczegół ma kanty przystające
jedynie do odpowiednich zazębień prawdziwego
faktu, z którego go samowolnie wyrwała. Jakiekolwiek
byłyby zmyślone szczegóły, między które Odęta wstawiła
ów fakt, wystające kontury i niewypełnione luki
zdradziłyby zawsze, że jedno nie pasuje do drugiego.
„Przyznaje, że słyszała, jak dzwoniłem, jak potem pukałem;
domyśliła się, że to byłem ja, miała ochotę
mnie widzieć — powiadał sobie Swann. — To się nie
zgadza z faktem, że nie kazała otworzyć."
Marcel Proust
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu.
Tom 1: W stronę Swanna, 1913)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz