Powolnym rytmem kierowała go ta fraza to tu, to
tam, potem jeszcze kędyś indziej, ku jakiemuś szlachetnemu,
niepojętemu, a wyraźnemu szczęściu. I naraz
w punkcie, do którego doszła i skąd gotował się
iść za nią, nagle, po krótkiej pauzie, zmieniała kierunek;
i nowym rytmem, szybszym, drobnym, melancholijnym,
nieustającym i łagodnym ciągnęła go za
sobą ku nieznanym widnokręgom. Potem znikła. Zapragnął
namiętnie ujrzeć ją po raz trzeci. Pojawiła
się w istocie, ale nie mówiąc doń wyraźniej, sprawiając
mu nawet rozkosz mniej głęboką. Ale wróciwszy
do domu Swann wciąż jej pragnął; był niby człowiek,
w którego życie przechodząca i ujrzana na chwilę kobieta
wniosła obraz nowego piękna, podnoszącego skalę
własnej jego wrażliwości; i nie wie nawet, czy zdoła
kiedy ujrzeć tę, którą już kocha, a której nie zna
nawet z imienia.
Marcel Proust
(fragment powieści W poszukiwaniu straconego czasu.
Tom 1: W stronę Swanna, 1913)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz