To, o czym rozmawiali ze sobą Hanno i Kaj, brzmiało bardzo obco i dziwnie w rozgwarze głosów,
napełniających zimne i wilgotne powietrze. Przyjaźń ich od dawna była znana w całej szkole.
Nauczyciele znosili ją niechętnie, węszyli w niej bowiem tendencje opozycyjne i zdrożne, a
koledzy, nie mogąc odgadnąć jej istoty, przyzwyczaili się tolerować ją z pewnym nieufnym
wstrętem i uważać tych dwu towarzyszów za outlaws (wyjęci spod prawa - ang.) i dziwaków,
których należało pozostawić samym sobie... Kaj hrabia Muolln cieszył się zresztą pewnym
szacunkiem z powodu swej nieokiełznanej dzikości i braku subordynacji. Co zaś do Hanna
Buddenbrooka, to nawet sam duży Heinricy, który wszystkich bił, nie mógł zdobyć się na
uderzenie go, z nieokreślonego lęku przed miękkością jego włosów, delikatnością członków, przed
posępnym, nieśmiałym i zimnym spojrzeniem...
- Boję się - mówił Hanno do Kaja, zatrzymując się pod jedną z bocznych ścian dziedzińca, oparł się
o mur i drżąc z zimna i ziewając, mocniej ściągnął palto... - Boję się szalenie, Kaju, aż do bólu.
Czyż pan Mantelsack jest człowiekiem, którego należy obawiać się w taki sposób? Powiedz
sam! Żeby ta ohydna łacina już przeszła. Żebym już miał w dzienniku zły stopień i wiedział, że
zostanę, i żeby już raz było wszystko w porządku! Nie tego się boję, boję się związanej z tym
awantury...
Thomas Mann (fragment powieści Buddenbrookowie, 1901)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz