Bruno Schulz (fragment opowiadania Manekiny ze zbioru Sklepy cynamonowe, 1933)
17 lipca 2013
pościelą zmiętą i wytarzaną od ciężkich snów. . .
Łóżka cały dzień nie zaścielone, zawalone pościelą zmiętą i wytarzaną od ciężkich
snów, stały jak głębokie łodzie gotowe do odpływu w mokre i zawiłe labirynty jakiejś
czarnej, bezgwiezdnej Wenecji. O głuchym świcie Adela przynosiła nam kawę. Ubieraliśmy się leniwie w zimnych pokojach, przy świetle świecy odbitej wielokrotnie w czarnych szybach okien. Poranki te były pełne bezładnego krzątania się, rozwlekłego szukania
w różnych szufladach i szafach. Po całym mieszkaniu słychać było kłapanie pantofelków
Adeli. Subiekci zapalali latarnie, brali z rąk matki wielkie klucze sklepowe i wychodzili w
gęstą, wirującą ciemność. Matka nie mogła dojść do ładu z toaletą. Świece dogasały w
lichtarzu. Adela przepadała gdzieś w odległych pokojach lub na strychu, gdzie rozwieszała bieliznę. Nie można jej się było dowołać. Młody jeszcze, mętny i brudny ogień w
piecu lizał zimne, błyszczące narośle sadzy w gardzieli komina. Świeca gasła, pokój pogrążał się w ciemności. Z głowami na obrusie stołu, wśród resztek śniadania zasypialiśmy
na wpół ubrani. Leżąc twarzami na futrzanym brzuchu ciemności, odpływaliśmy na jego
falistym oddechu w bezgwiezdną nicość.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz