Ten jego wisielczy humor odpowiadał właśnie w tym czasie samotnikowi, ja
zaś, nie posiadając niestety w tym kierunku zdolności i nie umiejąc go rozweselić,
czyniłem, co mogłem, aby zapewnić mu to towarzystwo, namawiając opornego
przeważnie Rüdigera do odwiedzin w Pfeiffering. Życie Adriana bowiem upływało
w ciągu całego tego roku bezczynnie: dotknęła go atrofia myśli, bezwład ducha, co
niezwykle go, jak z listów do mnie wynikało, przerażało, upokarzało i dręczyło
i co, przynajmniej tak mi to tłumaczył, było głównym powodem, dla którego nie
pojechał był do Frankfurtu. Niepodobna zajmować się dokonaną już pracą w stanie niemożności stworzenia czegoś lepszego. Przeszłość znieść można jedynie czując
swoją nad nią przewagę, lecz nie podziwiając jej głupio, w świadomości aktualnego
bezwładu. „Pustawą, niemal głupawą” zwał w listach, pisanych wówczas do mnie,
do Freising, swoją „psią egzystencję”, „bezpamiętliwą, nieznośnie idylliczną ro-
ślinną wegetację”, której przeklinanie jest jedyną jeszcze, choć żałosną honorową
ucieczką, a co potrafi doprowadzić go do tego, że będzie życzył sobie nowej wojny,
rewolucji czy temu podobnego światowego zgiełku, byle tylko zostać wyrwanym
z otępienia. O komponowaniu nie ma już teraz dosłownie zielonego pojęcia, zupeł-
nie nie potrafi sobie przypomnieć, jak się to robi, i wierzy najmocniej, że nigdy już
a n i j e d n e j nuty nie napisze. „Niechże się piekło nade mną zlituje!”, „Módl
się za moją biedną duszę!” – takie to zwroty powtarzają się w tych dokumentach,
które, choć tak wielką napawały mnie troską, podnosiły mnie wszakże na duchu,
mówiłem sobie bowiem, że teraz już tylko ja, towarzysz lat dziecinnych, i nikt poza
mną na świecie – mogę być odbiorcą takich zwierzeń.
Thomas Mann
(fragment powieści Doktor Faustus.
Żywot kompozytora niemieckiego Adriana Leverkühna
opowiedziany przez przyjaciela, 1947)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz