Mieszkałem w tym pokoju, zanim zostałem żołnierzem. Książki kupowałem
pojedynczo za pieniądze, które zarabiałem lekcjami. Niektóre były kupione w
antykwariatach, więc wszyscy klasycy, w sztywnych niebieskich oprawach
płóciennych, każdy tom kosztował markę i dwadzieścia fenigów. Kupowałem pełne
wydania, wybory pism nie budziły we mnie zaufania, nie byłem pewny, czy wydawcy
nie przepuścili najważniejszych utworów. Dlatego kupowałem jedynie “pełne
wydania". Czytałem je z uczciwą gorliwością, ale większość nie bardzo mi
odpowiadała. Tym bardziej ceniłem sobie inne książki, bliższe współczesności, i
oczywiście o wiele droższe. Niektóre zdobyłem w niezbyt uczciwy sposób,
wypożyczałem i nie zwracałem, nie mogłem się bowiem z nimi rozstać. Jedną półkę
zajmują książki szkolne. Są zaniedbane, mocno zużyte, z wyrwanymi stronami,
wiadomo w jakim celu. Na dole leżą kajety, papiery i listy, rysunki i rozmaite
szpargały.
Pragnę się wmyśleć w tamte czasy. Są jeszcze w tym pokoju, czuję to od razu,
przechowały je ściany. Ręce moje leżą na poręczy kanapy, teraz kładę się wygodnie,
wyciągam nogi i tak siedzę bezpiecznie w kącie, wtulony w ramiona kanapy.
Małe okienko otwarte ukazuje znajomy obraz ulicy z wznoszącą się u wylotu
wieżą kościelną. Trochę kwiatów stoi na stole. Piórniki, ołówki, przycisk w postaci
muszli, kałamarz – tu się nic nie zmieniło.
I tak samo tu będzie – jeżeli mi się poszczęści – gdy wojna się skończy i ja
powrócę na zawsze. Będę tak samo tu siedział, patrzał na swój pokój i czekał.
Erich Maria Remarque (fragment powieści Na zachodzie bez zmian, 1929)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz