(...)
Zatem w dół, nie ociągając się! Czyżby droga wiodła prosto w bezdenność
studni? Bynajmniej. Niewiele niżej niż na głębokość trzech tysięcy lat - a
czymże to jest w porównaniu z bezdennością? Tam ludzie nie mają oczu na
czole ani rogowych pancerzy i nie walczą z latającymi jaszczurami; są to
ludzie jak my - jeśli pominąć pewną sennie-rozmarzoną niedokładność ich
rozumowania jako rzecz łatwo wybaczalną. Podobnie dodaje sobie otuchy
nieobyty ze światem człowiek, który musi wyruszyć w podróż i którego w
decydującej chwili męczy gorączka i bicie serca. Czyż ostatecznie - powiada
sobie - droga moja wiedzie na kraniec świata poza wszystko, do czego
przywykłem? Bynajmniej, tylko tam lub ówdzie, gdzie już wielu bywało, o
jeden czy dwa dni drogi od domu. Tak i my mówimy o krainie, która nas
czeka. Czy to kraj, gdzie pieprz rośnie, kraina Ga-ga, tak dalece odmienna,
że się człowiek za głowę chwyta w osłupieniu? Nie, jest to taka sama
kraina, jaką widywaliśmy nieraz, kraina śródziemnomorska, niezupełnie
swojska, nieco zakurzona i kamienista, ale wcale nie dziwaczna, a ponad nią
wędrują znane nam gwiazdy. Tak oto wśród gór i dolin, wśród miast,
gościńców i winnic na wyżynach, z rzeką, której mętne wody wartko mkną w
zielonym gąszczu, ściele się ta kraina w przeszłości niby źródlane łąki z
bajki. Otwórzcie oczy, jeśli zamknęliście je kurczowo, wyruszając w drogę!
Jesteśmy na miejscu. Spójrzcie - oto księżycowa noc kładzie ostre cienie na
spokojnym, falistym krajobrazie! Odczujcie łagodną świeżość wygwieżdżonej
niby latem wiosennej nocy!
Thomas Mann (fragment trylogii powieściowej Józef i jego Bracia
Tom I: Historie Jakubowe. Młody Józef, 1934)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz