18 października 2013

kobiety na balkonach, rzeźwiące sobie biusty wachlarzami. . .

Przed pójściem do teatru wstąpiliśmy do nie znanej mi dotąd kawiarni „Wiedeńskiej" i piliśmy tam słodziuchny poncz, podczas gdy mój ojciec pociągał absynt przez słomkę, co już samo wystarczało, aby mocno mnie poruszyć. Któż opisze jednak gorączkowy zachwyt, jaki owładnął całą mą istotę, gdy wynajęty powóz dostawił nas do celu moich marzeń i gdy przyjęła nas w swe wnętrze oświetlona rzęsiście sala teatralna, pełna lóż. Kobiety na balkonach, rzeźwiące sobie biusty wachlarzami; panowie, pochyleni nad nimi w beztroskiej rozmowie; szemrzący na parterze rój ludzki, do którego i my należeliśmy; zapachy, sączące się z włosów i sukni, zmieszane z wyziewem gazu świetlnego; lekki zgiełk orkiestry strojącej instrumenty; rozkoszne malowidła na plafonie i kurtynie, ukazujące ciżbę obnażonych duchów piękna, całe wprost kaskady różanych członków, ściśniętych w perspektywicznym skrócie. Jakże bardzo pomagało to wszystko otworzyć pączki młodych zmysłów i przygotować duszę do nadzwyczajnych doznań! Podobnie tłumne zgromadzenie ludzi w sklepionej wysoko, pełnej przepychu sali widziałem dotąd tylko w kościele, i rzeczywiście wydał mi się teatr, ów pełen uroczystych kaplic przybytek, gdzie na świetlistym podwyższeniu wtajemniczone osoby, strojne, barwne i owiane muzyką, dokonywały przepisanych stąpań i tańców, rozmów, śpiewów i działań: rzeczywiście, powtarzam, wydał mi się teatr kościołem rozkosznej zabawy, chramem, w którym potrzebujący czułego zbudowania ludzie, stłoczeni w cieniu na wprost sfery promiennej doskonałością, spoglądali z otwartymi ustami wzwyż ku ideałom swego serca.

Thomas Mann (fragment powieści Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla, 1954)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz