Thomas Mann (fragment powieści Wyznania hochsztaplera Feliksa Krulla, 1954)
18 października 2013
kobiety na balkonach, rzeźwiące sobie biusty wachlarzami. . .
Przed pójściem do teatru wstąpiliśmy do nie znanej mi dotąd kawiarni
„Wiedeńskiej" i piliśmy tam słodziuchny poncz, podczas gdy mój ojciec pociągał
absynt przez słomkę, co już samo wystarczało, aby mocno mnie poruszyć. Któż
opisze jednak gorączkowy zachwyt, jaki owładnął całą mą istotę, gdy wynajęty
powóz dostawił nas do celu moich marzeń i gdy przyjęła nas w swe wnętrze
oświetlona rzęsiście sala teatralna, pełna lóż. Kobiety na balkonach, rzeźwiące
sobie biusty wachlarzami; panowie, pochyleni nad nimi w beztroskiej rozmowie;
szemrzący na parterze rój ludzki, do którego i my należeliśmy; zapachy, sączące
się z włosów i sukni, zmieszane z wyziewem gazu świetlnego; lekki zgiełk
orkiestry strojącej instrumenty; rozkoszne malowidła na plafonie i kurtynie,
ukazujące ciżbę obnażonych duchów piękna, całe wprost kaskady różanych członków,
ściśniętych w perspektywicznym skrócie. Jakże bardzo pomagało to wszystko
otworzyć pączki młodych zmysłów i przygotować duszę do nadzwyczajnych doznań!
Podobnie tłumne zgromadzenie ludzi w sklepionej wysoko, pełnej przepychu sali
widziałem dotąd tylko w kościele, i rzeczywiście wydał mi się teatr, ów pełen
uroczystych kaplic przybytek, gdzie na świetlistym podwyższeniu wtajemniczone
osoby, strojne, barwne i owiane muzyką, dokonywały przepisanych stąpań i tańców,
rozmów, śpiewów i działań: rzeczywiście, powtarzam, wydał mi się teatr kościołem
rozkosznej zabawy, chramem, w którym potrzebujący czułego zbudowania ludzie,
stłoczeni w cieniu na wprost sfery promiennej doskonałością, spoglądali z
otwartymi ustami wzwyż ku ideałom swego serca.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz