Hermann Hesse (fragment powieści Gra szklanych paciorków, 1943)
24 listopada 2013
artystyczno-intelektualną namiastką prawdziwego, rzetelnie przeżytego życia. . .
— Przed wielu laty niesłychanie intensywnie zajmowałem
się tą sonatą. Działo się to w czasach moich swobodnych
studiów, zanim jeszcze powołany zostałem na nauczyciela,
a później na mistrza muzyki. Żywiłem podówczas ambicję
opracowania dziejów sonaty od nowej strony, ale nadszedł
czas, kiedy nie tylko nie posuwałem się naprzód, lecz
coraz bardziej i bardziej wątpić zaczynałem, czy wszystkie
te muzyczne i historyczne badania mają w ogóle jakikolwiek
sens, czy doprawdy są czymś więcej, niż jeno pustą igraszką
nierobów i błyskotliwą, artystyczno-intelektualną namiastką
prawdziwego, rzetelnie przeżytego życia. Krótko
mówiąc, musiałem przejść przez jeden z tych kryzysów, w
których wszelkie studia, wszelkie intelektualne wysiłki,
wszystko w ogóle, co duchowe, staje się dla nas wątpliwe
i pozbawione wartości i podczas których skłonni jesteśmy
zazdrościć każdemu orzącemu chłopu, każdej parce zakochanych
czule wieczorem gruchających, a nawet każdemu
ptakowi, co na drzewie śpiewa, i konikowi polnemu, co w trawie cyka, bo wszyscy oni wydają nam się naturalni,
szczęśliwi i pełnią życia się cieszący, a nic nie wiemy o ich
trudach, niebezpieczeństwach i cierpieniach. Słowem, straciłem
niemal równowagę, a nie był to bynajmniej stan przyjemny,
był wręcz trudny do zniesienia. Wynajdywałem sobie
najdziwaczniejsze możliwości ucieczki i wyzwolenia się,
myślałem o tym, by jako muzykant ruszyć w szeroki świat
i przygrywać do tańca ludziom na weselach, gdyby zaś, jak
w starych powieściach, pojawił się jakiś zagraniczny werbownik,
zachęcając mnie do włożenia munduru i do udziału
z jakąkolwiek armią w jakiejkolwiek wojnie, wyruszyłbym
z nim natychmiast. I zdarzyło się to, co często zdarza się w
takich stanach: zagubiłem się tak dalece, że sam nie mogłem
się już z tym uporać i potrzebowałem pomocy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz