24 listopada 2013

artystyczno-intelektualną namiastką prawdziwego, rzetelnie przeżytego życia. . .

— Przed wielu laty niesłychanie intensywnie zajmowałem się tą sonatą. Działo się to w czasach moich swobodnych studiów, zanim jeszcze powołany zostałem na nauczyciela, a później na mistrza muzyki. Żywiłem podówczas ambicję opracowania dziejów sonaty od nowej strony, ale nadszedł czas, kiedy nie tylko nie posuwałem się naprzód, lecz coraz bardziej i bardziej wątpić zaczynałem, czy wszystkie te muzyczne i historyczne badania mają w ogóle jakikolwiek sens, czy doprawdy są czymś więcej, niż jeno pustą igraszką nierobów i błyskotliwą, artystyczno-intelektualną namiastką prawdziwego, rzetelnie przeżytego życia. Krótko mówiąc, musiałem przejść przez jeden z tych kryzysów, w których wszelkie studia, wszelkie intelektualne wysiłki, wszystko w ogóle, co duchowe, staje się dla nas wątpliwe i pozbawione wartości i podczas których skłonni jesteśmy zazdrościć każdemu orzącemu chłopu, każdej parce zakochanych czule wieczorem gruchających, a nawet każdemu ptakowi, co na drzewie śpiewa, i konikowi polnemu, co w trawie cyka, bo wszyscy oni wydają nam się naturalni, szczęśliwi i pełnią życia się cieszący, a nic nie wiemy o ich trudach, niebezpieczeństwach i cierpieniach. Słowem, straciłem niemal równowagę, a nie był to bynajmniej stan przyjemny, był wręcz trudny do zniesienia. Wynajdywałem sobie najdziwaczniejsze możliwości ucieczki i wyzwolenia się, myślałem o tym, by jako muzykant ruszyć w szeroki świat i przygrywać do tańca ludziom na weselach, gdyby zaś, jak w starych powieściach, pojawił się jakiś zagraniczny werbownik, zachęcając mnie do włożenia munduru i do udziału z jakąkolwiek armią w jakiejkolwiek wojnie, wyruszyłbym z nim natychmiast. I zdarzyło się to, co często zdarza się w takich stanach: zagubiłem się tak dalece, że sam nie mogłem się już z tym uporać i potrzebowałem pomocy.

Hermann Hesse (fragment powieści Gra szklanych paciorków, 1943)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz