(...)
Był to najszczęśliwszy
okres mojego życia, czego co prawda wówczas
nawet nie przeczuwałem, albowiem w czasie lat spędzonych
w Waldzell spodziewałem się szczęścia i szczytów życia dopiero
wtedy, gdy zwolniony z waszych szkół powrócę do
domu i z pomocą nabytej u was wyższości cały tamten
świat zdobędę. Lecz zamiast tego zaraz po pożegnaniu z tobą
rozpoczął się dla mnie czas prób, trwający do dzisiaj, a
także walki, z której nie wyszedłem zwycięzcą. Ojczyzna
bowiem, do której powróciłem, nie był to tym razem już tylko
mój dom rodzinny, nie czekała też bynajmniej na chwilę,
gdy będzie mogła wziąć mnie w ramiona i uznać moją doskonałość
nabytą w Waldzell; nawet rodzinny dom przyniósł
niebawem rozczarowanie, nieporozumienia i trudności.
Dość długo trwało, zanim to spostrzegłem, chroniła mnie bowiem
naiwna ufność, chłopięca wiara w siebie, a także od
was przywieziona, zakonna moralność, czyli nawyk medytacji.
(...)
Pamiętasz, jak niegdyś
broniłem naszego świata przed waszym, wygłaszając
przy tym istne hymny pochwalne na cześć niezłomnego
a naiwnego życia. Jeśli zasłużyłem z tej racji na karę, przyjacielu,
to istotnie ciężko zostałem ukarany. Albowiem to
naiwne, niewinne, instynktami jeno kierowane życie, ta
dziecięcość i nie wytresowana genialność może nawet gdzieś
i były, może pośród chłopów lub rzemieślników, albo jeszcze
gdzie indziej, lecz mnie nie udało się ich odnaleźć ani
tym bardziej w nich uczestniczyć. Przypominasz sobie zapewne
również, jak mocno w swoich przemówieniach krytykowałem
wywyższanie się i napuszoność Kastalczyków,
zarozumiałej i zniewieściałej kasty, pełnej sekciarskiego ducha
i elitarnej pychy. Lecz cóż: ludzie ze świata nie mniej
byli dumni ze swoich złych manier, lichego wykształcenia,
prostackiego i hałaśliwego humoru, głupawego a sprytnego
ograniczania się do praktycznych, egoistycznych celów; wydawali
się sobie równie wartościowi, mili Bogu i przez niego
wybrani w tej swojej małostkowej naturalności, co najbardziej
nawet afektowany, wzorowy uczeń z Waldzell.
Śmiali się ze mnie albo poklepywali mnie po ramieniu, niektórzy
natomiast odpowiadali na to, co we mnie kastalskie
i obce, nieskrywaną, jawną nienawiścią, jaką czuje pospólstwo
do wszystkiego co wyższe, tak, iż postanowiłem uznać
ową nienawiść za wyróżnienie.
(...)
Nie wiem, czy życie moje było bezużytecznym jeno
nieporozumieniem, czy też ma może sens. Jeśliby sens mieć
miało, to chyba taki tylko, że oto jeden, konkretny człowiek
naszych czasów przeżył i pojął najwyraźniej i najboleśniej,
jak bardzo oddaliła się Kastalia od swego kraju macierzystego
czy, jeśli wolisz, i odwrotnie: jak dalece nasz kraj
obcy stał się i niewierny najszlachetniejszej swej prowincji
i jej duchowi, jak ogromna jest w kraju naszym przepaść
pomiędzy ciałem i duszą, ideałem i rzeczywistością, jak mało
wzajem wiedzą one o sobie i jak mało chcą wiedzieć. Jeśli
miałem w życiu jakikolwiek ideał czy zadanie, polegały one
właśnie na tym, aby z własnej osoby uczynić syntezę obu
tych zasad, stać się pomiędzy nimi pośrednikiem, tłumaczem
i rozjemcą. Spróbowałem tego i odniosłem porażkę.
Hermann Hesse (fragment powieści Gra szklanych paciorków, 1943)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz