25 listopada 2013

naiwne, niewinne, instynktami jeno kierowane życie, ta dziecięcość i nie wytresowana genialność. . .

— Chcę najpierw dać ci garść faktów, które znać musisz, chcąc choć trochę zorientować się w mojej sytuacji. A zatem najpierw jest rodzina, ta najwyższa władza w życiu młode go człowieka, czy uznaje ją, czy też nie. Dobrze z nią żyłem, dopóki byłem hospitantem waszej elitarnej szkoły. Przez cały rok miałem u was należytą opiekę, a podczas wakacji hołubiono mnie i rozpieszczano w domu, byłem bowiem jedynakiem
(...) 
Był to najszczęśliwszy okres mojego życia, czego co prawda wówczas nawet nie przeczuwałem, albowiem w czasie lat spędzonych w Waldzell spodziewałem się szczęścia i szczytów życia dopiero wtedy, gdy zwolniony z waszych szkół powrócę do domu i z pomocą nabytej u was wyższości cały tamten świat zdobędę. Lecz zamiast tego zaraz po pożegnaniu z tobą rozpoczął się dla mnie czas prób, trwający do dzisiaj, a także walki, z której nie wyszedłem zwycięzcą. Ojczyzna bowiem, do której powróciłem, nie był to tym razem już tylko mój dom rodzinny, nie czekała też bynajmniej na chwilę, gdy będzie mogła wziąć mnie w ramiona i uznać moją doskonałość nabytą w Waldzell; nawet rodzinny dom przyniósł niebawem rozczarowanie, nieporozumienia i trudności. Dość długo trwało, zanim to spostrzegłem, chroniła mnie bowiem naiwna ufność, chłopięca wiara w siebie, a także od was przywieziona, zakonna moralność, czyli nawyk medytacji.
 (...) 
Pamiętasz, jak niegdyś broniłem naszego świata przed waszym, wygłaszając przy tym istne hymny pochwalne na cześć niezłomnego a naiwnego życia. Jeśli zasłużyłem z tej racji na karę, przyjacielu, to istotnie ciężko zostałem ukarany. Albowiem to naiwne, niewinne, instynktami jeno kierowane życie, ta dziecięcość i nie wytresowana genialność może nawet gdzieś i były, może pośród chłopów lub rzemieślników, albo jeszcze gdzie indziej, lecz mnie nie udało się ich odnaleźć ani tym bardziej w nich uczestniczyć. Przypominasz sobie zapewne również, jak mocno w swoich przemówieniach krytykowałem wywyższanie się i napuszoność Kastalczyków, zarozumiałej i zniewieściałej kasty, pełnej sekciarskiego ducha i elitarnej pychy. Lecz cóż: ludzie ze świata nie mniej byli dumni ze swoich złych manier, lichego wykształcenia, prostackiego i hałaśliwego humoru, głupawego a sprytnego ograniczania się do praktycznych, egoistycznych celów; wydawali się sobie równie wartościowi, mili Bogu i przez niego wybrani w tej swojej małostkowej naturalności, co najbardziej nawet afektowany, wzorowy uczeń z Waldzell. Śmiali się ze mnie albo poklepywali mnie po ramieniu, niektórzy natomiast odpowiadali na to, co we mnie kastalskie i obce, nieskrywaną, jawną nienawiścią, jaką czuje pospólstwo do wszystkiego co wyższe, tak, iż postanowiłem uznać ową nienawiść za wyróżnienie.
(...) 
Nie wiem, czy życie moje było bezużytecznym jeno nieporozumieniem, czy też ma może sens. Jeśliby sens mieć miało, to chyba taki tylko, że oto jeden, konkretny człowiek naszych czasów przeżył i pojął najwyraźniej i najboleśniej, jak bardzo oddaliła się Kastalia od swego kraju macierzystego czy, jeśli wolisz, i odwrotnie: jak dalece nasz kraj obcy stał się i niewierny najszlachetniejszej swej prowincji i jej duchowi, jak ogromna jest w kraju naszym przepaść pomiędzy ciałem i duszą, ideałem i rzeczywistością, jak mało wzajem wiedzą one o sobie i jak mało chcą wiedzieć. Jeśli miałem w życiu jakikolwiek ideał czy zadanie, polegały one właśnie na tym, aby z własnej osoby uczynić syntezę obu tych zasad, stać się pomiędzy nimi pośrednikiem, tłumaczem i rozjemcą. Spróbowałem tego i odniosłem porażkę.

Hermann Hesse (fragment powieści Gra szklanych paciorków, 1943)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz