30 grudnia 2013

cisza, pustka, przestwór, gwiezdne przestrzenie, samotna śmierć!. . .

   Widok ten sprawił, że zadrżałem. On umarł! pomyślałem i omal nie powiedziałem tego głośno. Wiedziałem jednak, że nie umarł. Przywarłem, jak urzeczony, spojrzeniem do jego twarzy, do tej bladej, kamiennej maski, i czułem: to jest Demian! Bo taki, jaki był zazwyczaj, gdy ze mną chodził i rozmawiał, to był jedynie Demian połowiczny, tymczasowo grający pewną rolę, zniżający się ku niej, uczestniczący w niej z uprzejmości. A prawdziwy Demian wyglądał tak właśnie jak ten, był taki kamienny, prastary, zwierzęcy, skamieniały, piękny i zimny, martwy a potajemnie pełen niebywałego życia. I wokół niego ta cisza, pustka, przestwór, gwiezdne przestrzenie, samotna śmierć!
   Gdzież, gdzie był teraz? Co myślał, co czuł? Czy znajdował się w niebie jakim, czy w piekle?
   Niepodobieństwem było dla mnie zapytać go o to. Gdy bowiem pod koniec lekcji zobaczyłem, że znowu żyje i oddycha, gdy spojrzenie jego spotkało się z moim, był taki sam jak dawniej. Skąd wracał? Gdzie przebywał? Wydawał się zmęczony. Twarz jego nabrała znów koloru, ręce poruszały się, ale kasztanowe włosy pozbawione były połysku i jakby znużone.

Hermann Hesse (fragment powieści Demian, 1919)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz