Widok ten sprawił, że zadrżałem. On umarł! pomyślałem i omal nie powiedziałem
tego głośno. Wiedziałem jednak, że nie umarł. Przywarłem, jak urzeczony,
spojrzeniem do jego twarzy, do tej bladej, kamiennej maski, i czułem: to jest Demian!
Bo taki, jaki był zazwyczaj, gdy ze mną chodził i rozmawiał, to był jedynie Demian
połowiczny, tymczasowo grający pewną rolę, zniżający się ku niej, uczestniczący w
niej z uprzejmości. A prawdziwy Demian wyglądał tak właśnie jak ten, był taki
kamienny, prastary, zwierzęcy, skamieniały, piękny i zimny, martwy a potajemnie pełen
niebywałego życia. I wokół niego ta cisza, pustka, przestwór, gwiezdne
przestrzenie, samotna śmierć!
Gdzież, gdzie był teraz? Co myślał, co czuł? Czy znajdował się w niebie jakim, czy
w piekle?
Niepodobieństwem było dla mnie zapytać go o to. Gdy bowiem pod koniec lekcji
zobaczyłem, że znowu żyje i oddycha, gdy spojrzenie jego spotkało się z moim, był taki
sam jak dawniej. Skąd wracał? Gdzie przebywał? Wydawał się zmęczony. Twarz jego
nabrała znów koloru, ręce poruszały się, ale kasztanowe włosy pozbawione były
połysku i jakby znużone.
Hermann Hesse (fragment powieści Demian, 1919)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz