Cesarz zerwał się z miejsca i chciał nakazać milczenie, ale tłum go zakrzyczał. Posłał więc w tę stronę, skąd dochodziły najgłośniejsze okrzyki, oddział gwardzistów uzbrojonych w pałki. Paru krzykaczy oberwało po łbie, ale tumult zrobił się jeszcze większy w innych miejscach. Cesarza ogarnął niepokój. Opuścił pośpiesznie amfiteatr, polecając mi przewodniczyć igrzyskom.
(...)
Na to znów powstała wrzawa.
– Wydać donosicieli!
– A jeśli cesarz zgodzi się na wasze żądanie, cóż wtedy? Czy jest ktoś, kto zechce zrobić przeciwko nim doniesienie? – spytałem, a Mnester ujmującym głosem powtórzył.
Szmer niezdecydowania przebiegł widownię. Wykorzystując ten moment, zadałem inne pytanie: Jak sądzą, czy większym zbrodniarzem jest donosiciel, czy donoszący na donosiciela, a może donoszący na donoszącego na donosiciela? Widać z tego, ciągnąłem, że im bardziej ścigamy ten występek, tym wstrętniejszy on się staje i tym szersze zatacza kręgi. Najlepszą metodą walki z donosicielstwem – to postępować tak, żeby nie dawać donosicielom żadnej sposobności do doniesień. Gdyby każdy żył cnotliwie, nikczemny ród donosicieli wymarłby z głodu jak myszy w kuchni skąpca.
Nie dacie wiary, jaką burzę śmiechu wywołał ten paradoks. Im prymitywniejszy i głupszy dowcip, tym bardziej przypada tłumowi do smaku. (Największe oklaski zyskałem kiedyś w cyrku, również w zastępstwie Kaliguli przewodnicząc przedstawieniu. Widownia wywoływała gladiatora imieniem Gołąb, który miał wystąpić, ale zawiódł. Zawołałem wtedy: "Chcecie oskubać gołębia, to go przedtem złapcie!" Natomiast na najdowcipniejszych moich żartach nikt się nie poznał.) – A więc kontynuujmy igrzyska! – powtórzyłem.
Robert Graves (fragment powieści historycznej Ja, Klaudiusz, 1934)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz