Erich Maria Remarque (fragment powieści Iskra życia, 1952)
19 grudnia 2013
kiedy zobaczył go przed sobą na ziemi, pełzającego i błagającego o życie, poczuł nagle, jak staje się kimś innym, silniejszym, potężniejszym. . .
Wszędzie walały się drewniaki przydzielone niektórym nowym. Ludzie nie byli do
nich przyzwyczajeni i gubili je. Tylko dwóch klapało nimi rozpaczliwie dalej. Niemann
czyścił okulary, które zaszły parą. To z powodu ciepła, jakie odczuwał, widząc śmiertelny
strach więźniów, którzy padali, podnosili się, padali, podnosili się i biegli dalej, słaniając się
na nogach. Ciepło to pojawiało się w żołądku i w oczodołach. Po raz pierwszy poczuł je, gdy
zabił swego pierwszego Żyda. Właściwie wcale tego nie chciał, ale potem ogarnęło go to
ciepło. Zawsze był człowiekiem potulnym i zahukanym, z początku niemal bał się uderzyć
tego Żyda. Później jednak, kiedy zobaczył go przed sobą na ziemi, pełzającego i błagającego
o życie, poczuł nagle, jak staje się kimś innym, silniejszym, potężniejszym. Krew zaczęła
szybciej krążyć, horyzont się poszerzył, zdemolowane czteropokojowe mieszkanie drobnego
żydowskiego konfekcjonera z meblami obitymi zielonym rypsem zamieniło się w azjatycką
pustynię Dżyngischana, pomocnik handlowy Niemann stał się nagle panem życia i śmierci.
To była władza, wszechwładza, gwałtowne odurzenie, które rozprzestrzeniało się w nim
i wzbierało, aż w końcu pierwszy cios zupełnie samoistnie spadł na miękko uginającą się
czaszkę pokrytą rzadkimi farbowanymi włosami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz