Mówił, że rąbnął się w ścianę czy że się gdzieś wywalił,
lecz chyba z innej przyczyny
miał to ramię zranione i ściągnięte bandażem.
Raz, gdy nazbyt gwałtownie
uniósł je, aby z półki
zdjąć jakieś fotografie, które chciał pooglądać,
bandaż rozplątał się i uszło trochę krwi.
Ponownie mu obwiązałem zranione miejsce – powoli:
nie bolało go już, a mnie sprawiało przyjemność –
patrzeć na jego krew. W końcu była to cząstka
mojej miłości – ta krew.
Gdy odszedł, przy jego krześle
znalazłem krwawy strzęp – kawałek tamtego bandaża –
strzęp, który należało wyrzucić do śmietnika;
a ja go podniosłem do ust
i trzymałem tam długo:
krew miłości przy ustach.
1919
Konstandinos Kawafis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz