31 stycznia 2014

dzięki radiu rozkoszuję się moimi ciągłymi przebudzeniami i zaśnięciami, cudownym rozkołysaniem między jawą a snem, tym drżeniem, które wystarcza, by zniknął żal, że przyszło się na świat. . .

Leżę w łóżku, zanurzony w słodyczy półsnu. O szóstej, w chwili pierwszego, lekkiego przebudzenia wyciągam rękę w stronę małego radia, stojącego przy poduszce, i wciskam guzik. Słyszę poranne wiadomości, ledwo odróżniając słowa, i na nowo zasypiam, toteż zdania, których słucham, przechodzą w senne majaki. To najpiękniejsza faza snu, najsłodsza chwila dnia: dzięki radiu rozkoszuję się moimi ciągłymi przebudzeniami i zaśnięciami, cudownym rozkołysaniem między jawą a snem, tym drżeniem, które wystarcza, by zniknął żal, że przyszło się na świat. Czy śnię, czy naprawdę jestem w operze, przed dwoma przebranymi za rycerzy aktorami, wyśpiewującymi prognozę pogody? Jak to się stało, że nie śpiewają o miłości? Wreszcie pojmuję, że to spikerzy; przestali już śpiewać i teraz dla żartu wpadają sobie nawzajem w słowo.

Milan Kundera (fragment powieści Nieśmiertelność, 1990)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz