02 lutego 2014

świat z wolna traci przejrzystość, ciemnieje, staje się nieczytelny, pędzi ku nieznanemu, podczas gdy człowiek przez świat zdradzony ucieka w swe wnętrze, w nostalgię, w marzenia, w swój bunt i, ogłuszony bolesnym krzykiem. . .

   Dzieło Beethovena zaczyna się tam, gdzie kończy się wielka minuta Goethego. Świat z wolna traci przejrzystość, ciemnieje, staje się nieczytelny, pędzi ku nieznanemu, podczas gdy człowiek przez świat zdradzony ucieka w swe wnętrze, w nostalgię, w marzenia, w swój bunt i, ogłuszony bolesnym krzykiem, który w nim wzbiera, nie słyszy już głosów wołających go z zewnątrz. Krzyk wewnętrzny był dla Goethego nieznośnym zgiełkiem. Nienawidził hałasu. Jest to powszechnie wiadome. Nie znosił nawet psiego ujadania dochodzącego z głębi odległego ogrodu. Powiada się, że nie lubił muzyki. Nieprawda. Nie lubił orkiestr. Uwielbiał Bacha, który pojmował muzykę jeszcze jako przejrzyste brzmienie niezależnych i wyraźnych głosów. Ale w symfoniach Beethovena poszczególne głosy instrumentów stapiały się w jedną dźwiękową ciemność złożoną z krzyków i płaczu. Goethe nie znosił wrzaskliwości orkiestry, podobnie jak nie znosił hałaśliwych szlochów duszy. Kompani Bettiny wyczytali wstręt w oczach boskiego Goethego, który obserwował ich, zatykając sobie uszy. Nie mogli mu tego wybaczyć i napadali na niego jako na wroga duszy, buntu i uczucia.

Milan Kundera (fragment powieści Nieśmiertelność, 1990)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz