Uparte uderzenia kilofów głęboko pod ziemią nie ustawały, koledzy towarzyszyli jego krokom. Czy to nie Maheudka pracowała pod tym polem buraków, zgięta we dwoje? Słyszał jej
chrapliwy oddech, któremu wtórowało sapanie wentylatora. Na lewo, na prawo, przed sobą, pod
zbożem, pod żywopłotami, pod kępami młodych drzew dostrzegał innych. Kwietniowe słońce
ogrzewało płodną ziemię. Z jej łona tryskało życie, pączki rozwierały się w zielone liście, pola
drżały pod naporem kiełkujących traw. Wszędzie naokół nabrzmiałe ziarna spragnione ciepła i
światła wydobywały się na powierzchnię, płynęły bujne soki, szmer dobywających się kiełków
był głosem pocałunku. Wciąż i wciąż, coraz to wyraźniej, jak gdyby przybliżali się do
powierzchni, towarzysze uderzali kilofami. Tym to właśnie dźwiękiem ciężarna była ziemia
owego młodzieńczego ranka w pałających promieniach słońca. Wzrastała czarna armia mścicieli,
w głębokich bruzdach kiełkował wolno posiew, aby rozerwawszy skorupę ziemi przynieść plon
w nadchodzącym stuleciu.
Émile Zola (fragment powieści Germinal, 1885
z cyklu Rougon-Macquartowie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz