05 maja 2014

nieskończoność radośnie dzieli ze swymi ukochanymi kompozytorami. . .

Czas upływa, a my upływamy wraz z nim. Zamknięte razem pod szklanym kloszem do serów: Erika, jej eleganckie ochronne powłoki, jej mama. Klosz można podnieść tylko wówczas, gdy ktoś z zewnątrz chwyci ręką za szklaną kulkę i uniesie go w górę. Erika jest jak owad zatopiony w bursztynie – bez czasu, bez wieku. Erika nie ma historii i nie wyprawia żadnych historii. Ten owad dawno już utracił zdolność chodzenia i poruszania się. Erika została zapieczona w cukierniczej formie nieskończoności. Tę nieskończoność radośnie dzieli ze swymi ukochanymi kompozytorami, choć w żadnej mierze nie dorównuje im popularnością. Erika walczy o swoje skromne miejsce, z którego byłoby jeszcze widać wielkich twórców muzyki. Jest to miejsce, o które toczy się zacięta walka, bowiem cały Wiedeń marzy, aby mieć tam chociażby altankę działkową. Erika pilnie ogradza to swoje miejsce i zaczyna robić wykop. Jak najuczciwiej zasłużyła sobie na to miejsce swoimi studiami i interpretacjami! W końcu odtwórca to także rodzaj twórcy. Zawsze doprawia zupę swojej gry odrobiną czegoś własnego, czegoś od siebie. Wpuszcza w nią krople krwi serdecznej. Nawet interpretator ma swój skromny, bo skromny, ale jednak cel: dobrze zagrać. Z tym że nawet on musi się podporządkować twórcy dzieła, powiada Erika. Dobrowolnie przyznaje, że jest to dla niej problem. Bo ona za nic nie potrafi się podporządkować. Jest jednak główny cel, który łączy Erikę ze wszystkimi innymi interpretatorami: być lepszą od innych!

Elfriede Jelinek (fragment powieści Pianistka, 1983)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz