Teraz często widzę wielką gwiazdę i myślę, że to gwiazda wieczorna.
A to jest języczek palnika spawarki, niebieski i tęskny płomyczek,
zstąpienie Ducha Świętego, które czerwienieje przy zetknięciu z
metalem. Uchylam okienko baraku i patrzę na faceta, który stoi na
stercie złomu wojennego, zaciska w palcach jutrzenkę i ciągnie za sobą
przewody, a z palnika pryskają świąteczne choinki. W hucie Poldi ludzie
bez nadziei dźwigają zabłocone pozory. Dziwne, że życie jest ciągle
odkrywane i kochane, chociaż staniolowy mózg płodzi pokraczne
obrazy, a rozdeptana klatka piersiowa wypluwa nieszczęście. Nadal jest to jeszcze piękne, kiedy człowiek zostawia jadłospis, listę lokatorów i
rodziny, i rusza za wspaniałą gwiazdą. Ciągle jeszcze życie jest
cudowne, gdy człowiek ma iluzję, że jest zdolny na metrze
kwadratowym stworzyć, cały świat. Kiedy do końca brygady brakuje sto
dni, kupuje się żółty składany metr i każdego dnia odetnie się jeden
centymetr, a gdy wypadnie z palców ten ostatni, człowiek przejdzie
szyjką butelki gdzieś indziej, naprzeciw innym przygodom.
Bohumil Hrabal
(z tomu Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać;
Piękna Poldi, 1966)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz