Powodem zebrania było ustrojone we wstążeczki niemowlę, liczące sobie może pół roku. Pani Bender przywiozła bąka w wózku z przytułku dla dzieci. Dziecko było idealnie normalne. Ale kobiety wariowały po prostu z zachwytu na widok bachora, jakby to było pierwsze niemowlę, które przyszło na świat. Na domiar złego wydawały bulgocące dźwięki, wyczyniały dziwne znaki palcami przed oczyma małego stworzenia i składały usta w ciup, cmokając w powietrzu. Nawet Erna Bönig w swoim kimonie w haftowane smoki brała udział w tej orgii platonicznej miłości macierzyńskiej.
- Czy to nie rozkoszny drobiazg? - spytała mnie pani Zalewska z rozanielonym wzrokiem.
- Będzie to można ocenić dopiero za jakieś dwadzieścia albo trzydzieści lat - odparłem(...)
- Ale niech pan się lepiej przypatrzy maleństwu - upomniała mnie pani Hasse.(...)
- Biedny robaczek, nie wie jeszcze, co go czeka. Ciekawe, na jaką wojnę trafi, akurat kiedy dorośnie.
- Gbur! - oburzyła się pani Zalewska. - Czy nie ma w panu cienia uczuć?
- O wiele za dużo, droga pani. Inaczej nie przychodziłyby mi takie myśli do głowy.
(...)
Przemilczałem odpowiedź i zwiałem. Nie należy zaczynać sprzeczki z kobietami o pobudzonych uczuciach macierzyńskich. Mają za sobą moralne poparcie całego świata.
Erich Maria Remarque (fragment powieści Trzej towarzysze, 1936)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz