Wiktor szedł wzdłuż płotu, potem alejką między krzewami.
Tu było jakby otwarte pole. Szedł po piasku. Czuł pod
stopami ten piasek. Minął trzy, cztery puste kosze. Stanął.
Przed nim leżały jakby dwie ciemności. Jedna ślepa, nieruchoma
w górze, a pod nią lśniąca i żywa. Wiktor stał. Ale
z ciemności biegła do niego fala. Jego słaby ludzki oddech
mieszał się z ogromnym oddechem morza. Teraz posunął
się o krok i kiedy fala znów zbliżyła się do jego stóp, zanurzył
rękę w wodzie. Trzymał przez chwilę garstkę wody,
która przeciekała przez palce. Dotknął wargami wgłębienia
wilgotnej i słonej dłoni. W ciemności po niebie i wodzie
przesuwała się kropla światła.
Tadeusz Różewicz
(fragment opowiadania Morze
z tomu Przerwany egzamin, 1960)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz