09 października 2014

dzień, w którym popełnię samobójstwo. . .

   Do domu wróciłem po południu. Położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit. Przymykałem powieki. Myślałem. Mówiłem do siebie o sprawach podobno najważniejszych w życiu człowieka. Stwierdziłem jeszcze raz: „To wszystko nie ma sensu". Wszystko. Zycie. Czy można do tego coś dodać? Już przed kilkoma miesiącami wyznaczyłem sobie datę. Dzień, w którym popełnię samobójstwo. Dokładne oznaczenie roku, miesiąca, dnia, a nawet godziny sprawiło mi jakąś ulgę. Zdawało mi się, że takie postępowanie rozwiązuje mi ręce w stosunku do ludzi i daje swobodne postępowanie. Mówiłem sobie: „Nie jestem z nikim związany, nic mnie nie obchodzi".
   Przede wszystkim nie cierpię ludzi. Brak życzliwości do innych osobników tego samego gatunku jest pewnie cechą człowieka współczesnego. Jeszcze kiedy wszystkim jest wygodnie, to się uśmiechają, ale wystarczy wleźć do natłoczonego autobusu... Patrzą na siebie z wściekłością i obrzydzeniem. Tylko idioci żartują i robią pogodne miny. Reszta patrzy z tępą obojętnością w brudne szyby. W chwilach złego humoru uważam ludzi za kupę żywego gnoju. Oczywiście, siebie nie wyróżniam. Ponieważ siebie mam za nic i patrzę na siebie często z nienawiścią, więc dlaczego mam poważać i kochać innych ludzi?

Tadeusz Różewicz 
(fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna
z tomu Przerwany egzamin, 1960)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz