(...)
- Ksiądz idzie do nas po kolędzie! Jest w sąsiednim domu!
Już był u Katarzynki, zaraz będzie u nas... — wykrzykiwała
Małgosia.
(...)
Pan Stefan przymknął oczy. „Chyba nikt mnie nie
zmusi, żebym klęczał na środku pokoju z Małgosią i dwoma
chłopcami w czerwonych pelerynkach! Stać na środku
pokoju wśród klęczących też nie wypada, jakoś głupio. Najlepiej
sprawę postawić otwarcie. Proszę bardzo, niech
ksiądz siada, ja, niestety, nie wierzę... A nuż wyjdzie obrażony?
Wszyscy patrzą na ciebie jak na zbrodniarza... Nie!
Chwili człowiek nie ma dla siebie, żeby was!".
(...)
-Przepraszam, bardzo przepraszam... Czy mogę wejść
do swojego domu i zjeść obiad? Mam czterdzieści lat, czy
mogę mieć swoje przekonania? Miecio mówi, że „Bozia
jest w kominie"... pozwólcie i mnie. Bardzo przepraszam...
Małgosiu, panie organisto, czy już mogę wejść do
domu? Puk, puk, otwórzcie, to ja, wasz ojciec. Ni pies, ni
wydra! - Pan Stefan nasadził kapelusz tak mocno, aż mu
wpadł na oczy, w których zakręciły się łzy.
Tadeusz Różewicz (fragment prozy Przygotowanie do wieczoru autorskiego, 1977)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz