Zaraz na jednym z pierwszych spotkań dał jej na pożegnanie do ręki kilka książek. Mama musiała je potem w domu czytać, i to czytać po kryjomu, ponieważ bała się, że ciekawy Jaromil będzie się jej pytał, skąd ma książki, albo że podobne pytanie zada jej ktoś inny z rodziny, a ona będzie z trudem wymyślać jakieś zadowalające kłamstwo, bowiem książki już na pierwszy rzut oka różniły się od tych, które miały w bibliotekach jej przyjaciółki czy krewni. Musiała więc chować książki do bieliźniarki pod staniczki i nocne koszule i czytać je w chwilach, gdy była sama. Być może poczucie zakazanej czynności i strach przed zdemaskowaniem nie pozwalały jej skoncentrować się na tym, co czytała, gdyż wydaje nam się, że zbyt wiele pożytku z lektury nie miała, ba - że jej prawie wcale nie rozumiała, chociaż niektóre strony czytała dwa i trzy razy pod rząd.
Przychodziła potem do malarza ze strachem, jak uczennica, która boi się wywołania do odpowiedzi, ponieważ malarz od razu ją pytał, jak się jej książka podobała, a ona wiedziała, że chce usłyszeć od niej coś więcej, niż zwykłe pozytywne zapewnienie, wiedziała, że książka stanowi dla niego przedmiot dyskusji i że są w książce zdania, w oparciu o które chciałby się z mamą porozumieć jak w oparciu o wspólnie wyznawaną prawdę. O tym wszystkim mama wiedziała, lecz bynajmniej nie pomogło jej to zrazu mieć, co właściwie było w książce, czy też - co w niej było takiego ważnego. Jak chytra uczennica sięgnęła więc po wymówkę: skarżyła się, że książki musi czytać potajemnie, by uniknąć ujawnienia, i dlatego nie może się na nich należycie skupić.
Milan Kundera (fragment powieści Życie jest gdzie indziej, 1973)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz