30 stycznia 2016

roma via appia antica. . .

   - Czy widzisz? - spytałem wskazując palcem na drugą stronę doliny. - Oto część największego dzieła, jakie kiedykolwiek zbudowano. A chociaż władcy, jak August i Tyberiusz, przyłożyli do niego ręki i dbali o jego naprawę, to początek swój zawdzięcza wolnemu narodowi. Przetrwa niewątpliwie równie długo jak piramidy, oddając wszystkim nieskończenie więcej korzyści.
   - Nie wiem, co masz na myśli? Wskazujesz, zdaje się, na pałac?
   - Wskazuję na Drogę Appijską - odrzekłem uroczystym tonem. - Początek jej przypada na czasy cenzury mojego wielkiego przodka Appiusza Klaudiusza Ślepego. Gościniec rzymski jest największym pomnikiem, jaki szlachetny i wspaniałomyślny naród zbudował na użytek wolności ludzkiej. Biegnie przez góry, błota i rzeki. Jest szeroki, mocny i pewny. Łączy miasto z miastem, a naród z narodem. Ciągnie się tysiącami mil, a roi się na nim od wdzięcznych podróżnych. A kiedy Wielka Piramida, na paręset stóp wysoka i szeroka, nakazuje patrzącemu na nią milczenie - chociaż jest tylko grobowcem obrabowanym z nikczemnych zwłok i pomnikiem ucisku i nędzy, tak że patrząc na nią można jeszcze słyszeć trzask bicza dozorców i jęki lub westchnienia biedaków usiłujących ustawić na właściwym miejscu olbrzymie kamienne bloki... - W nagłym porywie elokwencji zapomniałem początku zdania. Przerwałem zmieszany, a Witeliusz pospieszył mi z pomocą. Podniósł dłonie do góry, przymknął oczy i zadeklamował: - Słów mi braknie, senatorowie. Nic nie jest w stanie wyrazić głębi moich uczuć. - Roześmieliśmy się obydwaj.

Robert Graves (fragment powieści historycznej Klaudiusz i Messalina, 1934)