01 stycznia 2016

upychaliśmy te pierdolone przesyłki do pocztowych worków. . .

   Chlałem  zawsze  do  północy,  a  potem,  od  piątej  rano  siedzieliśmy  wszyscy  w  urzędzie, czekając  na  jakąś  robotę,  a  może  raczej  na  telefon  od  kogoś  z  tych  etatowych,  co  to  właśnie zachorowali.  Chorowali  zawsze  wtedy,  kiedy  padało  albo  żar  walił  z  nieba,  albo  w  następnym dniu  po  jakimś  tam  urzędowo  -  państwowym  święcie.  Wtedy  zalewała  nas  podwójna  porcja poczty.
[...]
   System rozdziału  nadchodzącej  do  urzędu  poczty  ciągle  się  zmieniał,  niczego  nie  można  było  się nauczyć,  do  niczego  nawet  przyzwyczaić.  Wyszukiwało  się  z  tych  ton  przesyłek  listy  i  paczki  do własnego  rewiru;  posortowane  lądowały  w  torbie,  która  nie  przestawała  obijać  miednicy.
[...]
   Jonstone  zawsze  dbał,  żeby  odbywało  się  to  bardzo  punktualnie.  Chłopaki  musieli  więc kończyć  sortowanie  na  ulicy,  nie  mieli  czasu,  żeby  coś  przegryźć,  zdychali  z  pośpiechu  i  tej pierdolonej  nerwicy.  Dziś  mieliśmy  opróżniać  skrzynki  pocztowe.
[...]
I  mimo  że  wszyscy  dobrze  wiedzieli,  że samochód  nie  może  lak  szybko  rozwieźć  nas  po  rewirach,  a  potem  pozbierać  wszystkich  do kupy,  byczy  kark  upierał  się  jednak  zawsze  przy  tym  niemożliwym  do  wykonania  rozkładzie jazdy.   Opuszczaliśmy  więc  niektóre  skrzynki,  które  jednak  opróżniane  następnego  dnia, wypełnione  były  po  brzegi;  pot  lał  się  z  nas,  a  my,  cuchnąc  nim  i  klnąc,  upychaliśmy  te pierdolone  przesyłki  do  pocztowych  worków.


Charles Bukowski 
(fragment nikomu nie dedykowanej powieści 
Listonosz, 1971)
   
   
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz