17 grudnia 2018

to więc w pewnym sensie problem odległości oprawcy od ofiary. . .

   Teraz leżałem u siebie w pokoju na łóżku i myślałem. Myślałem o tym, że gdyby ustawiono w odległości stu metrów tłum ludzi,w tym „starców, kobiety i dzieci", gdyby mi dano karabin maszynowy i kazano tych ludzi wystrzelać, zrobiłbym to, nie pytając o nic. Wystarczyłoby mi, że polecenie wydał przełożony. Że ma na sobie mundur. Mnie się zdaje, że hitlerowcy byli mordercami, ale i my,ich ofiary, z oporem i bez własnej woli, zamienialiśmy się w morderców.
   Posiałbym więc kilka długich serii po tych „starcach, kobietach,dzieciach" i koniec. Myślę, że z większej odległości można wybić masę ludzi bez mdłości i zawrotów głowy... Lotnicy, którzy wygniatali całe miasta, odznaczali się przecież wśród innych żołnierzy pewną elegancją i rycerskością. Jest to więc w pewnym sensie problem odległości oprawcy od ofiary. Chodzi o to, aby krew nie obryzgała rąk i żeby nasze nogi nie plątały się we wnętrznościach ofiary.Są to raczej problemy estetyczne, higieniczne. Oczywiście nie każdy jest zdolny do walki na bagnety, do zadawania tortur. Ale każdy normalny mężczyzna jest zdolny do zadawania śmierci z pewnej odległości. Rozdzieranie własnoręcznie małego dziecka to zupełnie co innego niż strzał z odległości kilkuset metrów. Zresztą najbardziej pokojowych czasach żony ćwiartują mężów i roznoszą ich poćwiartowane ciała w walizkach po dworcach kolejowych,poczekalniach i kinach. Więc może i z tą wojną nie należy przesadzać.

Tadeusz Różewicz (fragment opowiadania Nowa szkoła filozoficzna, 1956)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz