22 lipca 2022

tam gdzie jest coś jaskrawo oświetlone, pojawia się cień, zaciemnienie. im mocniejsze światło, tym głębszy, intensywniejszy cień. no tak, to niepokojące, milkną. . .

     Ascherbachowie, zgodnie ze swym cotygodniowym rytuałem, siedząc w niedzielne popołudnie w kawiarni, postanawiają włączyć się w dyskusję toczącą się od pewnego czasu na łamach pisma „Berlinische Monatsschrift",które regularnie czytują. To Gertrudzie przychodzi do głowy pomysł, że by tego spróbowali, i sama wyrywa się do pisania, lecz Ascherbach uważa, że ona ma zły styl, zbyt ozdobny, więc zaczyna ją poprawiać i w ten sposób zaczynają pisać oboje. W dyskusji chodzi o to, żeby zdefiniować to modne, coraz bardziej przenikające i do rozmów pojęcie „oświecenie". Wszyscy używają sobie na nim jak mogą, ale każdy rozumie je nieco inaczej. Rzecz zapoczątkował niejaki Johann Friedrich Zôllner, który w jednym ze swoich artykułów, broniąc instytucji małżeństwa kościelnego, nawiązał do tego pojęcia i nawet nie w tekście głównym, a w przypisie rzucił pytanie: „Wasist Aufklärung ?”. Niespodziewanie wywołało ono odzew wśród czytelników, i to tych o znanych nazwiskach. Jako pierwszy odpowiedział na nie Moses Mendelssohn, a z czasem artykuł na temat oświecenia opublikował w piśmie słynny filozof z Królewca, Immanuel Kant. 

    Ascherbachów pociąga swoiste wyzwanie — wyszlifować słowo tak, żeby można było przez nie wyraźnie widzieć. Gertruda, która zawsze paliw kawiarni fajkę, przez co wzbudza pewne poruszenie wśród statecznych mieszczan wiedeńskich, sporządza pierwsze notatki. Zgadzają się tylko w tym, że rozum jest najważniejszy. Przez cały jeden wieczór bawią się metaforą światła rozumu, które oświetla wszystko po równi i beznamiętnie. Gertruda zauważa zaraz inteligentnie, że tam gdzie jest coś jaskrawo oświetlone, pojawia się cień, zaciemnienie. Im mocniejsze światło, tym głębszy, intensywniejszy cień. No tak, to niepokojące, milkną. 

    I jeszcze skoro człowiek powinien posługiwać się tym, co ma najcenniejszego, czyli rozumem, to przestają być ważne kolor skóry, rodzina, z jakiej się pochodzi, czy religia, jaką się wyznaje, czy nawet płeć. 

    Ascherbach dodaje, cytując Mendelssohna, którego ostatnio namiętnie czyta (na stole leży Phâdon Oder iiber die Unsterblichkeit der Seele — „Fedon, czyli nieśmiertelność duszy”, tytuł jest wydrukowany czerwoną czcionką),że Aufklärung dla kultury jest tym samym, czym teoria dla praktyki. Oświecenie ma więcej wspólnego z nauką, z abstrakcją, kultura zaś jest doskonaleniem kontaktów międzyludzkich za pomocą słowa, literatury, obrazu, sztuk pięknych. Zgadzają się ze sobą. Kiedy Ascherbach czyta Mendelssohna, czuje się po raz pierwszy w życiu zadowolony z tego, że jest Żydem.

[...]


    Nie opowiada Gitli-Gertrudzie o tym spotkaniu. Jednak wieczorem gdy pracują nad tym artykułem do berlińskiej gazety, wraca do niego, jak wizja, pewna noc w Rohatynie, gdy szedł w ciemnościach przez rynek do domu Szorów. Nikle światło gwiazd, które tylko obiecuje inną rzeczywistość, ale nawet nie oświetla ścieżki. Woń gnijących liści, zapach zwierząt w chlewikach. Chłód, który przenika do kości. Obcość i obojętność świata przeciwstawiona wielkiej ufności tych przygiętych do ziemi chałupek, niskich płotów obrośniętych suchymi sznurami powojnika, świateł w oknach, mizernych i niepewnych wszystko mieściło się w tym marnym porządku świata. Tak przynajmniej wtedy widział to Aszer. Dawno tym nie myślał, ale teraz nie może przestać. Więc Gitla, rozczarowana jego rozkojarzeniem, pisze sama, zadymiając przy tym niemiłosiernie cały salon. 

    Tego wieczoru Aszera ogarnia tamta melancholia. Jest rozdrażniony i każe sobie zaparzyć melisy. Nagle wydaje mu się, że oprócz tych wszystkich wzniosłych tez, które drukuje „Berlinische Monatsschrift", poza światłem i rozumem, poza ludzką mocą i wolnością pozostaje coś bardzo istotnego, jakaś kleista, ciemna i ciastowata kraina, w którą wszelkie słowai pojęcia wpadają jak w smołę, tracą kształt i znaczenie. Wzniosłe tyrady z gazety brzmią, jakby je wypowiadał brzuchomówca — niewyraźnie i groteskowo. Zewsząd dochodzi jakby chichot; może kiedyś Aszer pomyślałby że to diabeł, dziś w żadne diabły nie wierzy. Przypomina mu się to, copowiedziała Gitla — cień; coś, co jest dobrze oświetlone, rzuca cień, jest właśnie niepokojące w tym nowym pojęciu. Oświecenie zaczyna się wtedy, gdy człowiek traci wiarę w dobro i porządek świata. Oświecenie jest wyrazem nieufności.

[...]


    Gdy wraca późnym wieczorem ulicami Wiednia, wciąż jeszcze pełnymi hałasu i gwaru, przypomina mu się, jak chodził w Rohatynie do Chai Szor gdy prorokowała, rzucając się po podłodze, prężąc ciało, cala spocona.

    Rohatyn przy Wiedniu wydaje się dzisiaj Aszerowi snem śnionym pod pierzyną, w ciemnej, zadymionej izbie. Żadna z jego pacjentek nie mieszka już we wspólnej izbie, nie nosi na głowie szmate ani nie ubiera się w polski kubrak. Nikt tu nie cierpi na kołtun. Domy są wysokie, potężne, mają grube kamienne ściany, pachną wapnem, świeżym drewnem, z którego Zrobiono schody. Większość tych nowych domów ma kanalizację. Na ulicach płoną gazowe lampy, same ulice zaś są szerokie i przewiewne. Przez czyste szyby w oknach widać niebo i smyczki dymów z kominów.

    A jednak Aszer zobaczył dziś w tej chorej Chaję Szor z Rohatyna. Tamtą młodą kobietę, która teraz musi mieć już sześćdziesiątkę, jeżeli jeszcze żyje. Może ulgę przyniosłoby pani Rudnitzky prorokowanie, sprawne poruszanie się w ciemnościach rozumu, w jego cieniach i mgłach. Może tam też jest dobre miejsce do życia. Może to powinien poradzić jej mężowi: „Panie Rudnitzky, niech pańska żona zacznie prorokować, to jej pomoże”.


Olga Tokarczuk (Księgi Jakubowe, 2014)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz