Był styczeń rok czterdziesty piąty
W rowach leżeli martwi żołnierze
martwi pokryci szkliwem lodu
i szara zieleń ich mundurów
znaczona była czarną krwią
Żywych i martwych
wyrzucił w nocy
ze swego wnętrza
mroźny wschód
na klamrach pasów napis
wił się
Gott mit uns
Świt wyszedł
z nocy
okrwawiony
Żandarm co matkę bił po twarzy
leżał bez twarzy
z głową jak orzech
przez czołg zmiętą
Z nogą w kolanie zgiętą tak
jakby od śmierci uciec chciał
Ogromną masę martwych ciał
wywalił z siebie
groźny wschód
w styczniową noc
II
Był styczeń rok czterdziesty piąty
I w huku dział
jak liść
tak drżał nasz dom
I w świetle dnia do domu mego
przyszli żołnierze
z Kraju Rad
Zostali krótko na kwaterze
śpiewali pieśni
czyścili broń
pomagali matce
mówili do niej: Matko
mówili: nie płacz matko
nie trzeba
Mijają lata
ciągle widzę
jej uśmiech
przez łzy
Tadeusz Różewicz (z tomu Wiersze i obrazy,1952)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz