23 grudnia 2012

jej nogi, rozwalone w dzikim bezwstydzie. . .

(...)i przez tę szparę i drugą, czyli pierwszą, spostrzegła Zosia jakiś ciemno-czerwonawy żar. Podkradła się wiedziona jakimś zupełnie nieświadomym parciem wewnętrznym („duchowym", ale mającym swój jakiś odpowiednik w dolnej części brzucha) i zobaczyła rzecz niewiarogodną: goły zad Atanazego-myśliciela, i opadnięte spodnie od fioletowej piżamy, (nie zdążył zdjąć jej w zapale), a na lewo trochę, skręconą głowę Heli z rozwichrzonymi lokami i dwie gołe jej nogi, rozwalone w dzikim bezwstydzie. Widziała jak nogi te kurczyły się od nieznośnej rozkoszy i widok ten przeszył ją okropnym, ostrym, nieznanym dotąd bólem. Więc on mógł, ten jej Tazio. To był on, na tej „żydówie", (czyż przedtem nie była też żydówką?), jej przyjaciółce! Co za niezrozumiała ohyda. Świat zawalił się nagle, jakby w jakimś trzęsieniu ziemi — nie wiadomo jakim cudem ona żyła jeszcze po tej katastrofie. Już wiedziała wszystko, co dalej być miało. „Tak? On jeszcze to popamięta." Szła wolno korytarzem na zwiotcza łych nogach, niosąc swój brzuch z „tern biednera maleństwem" (tak pomyślała o Melchiorze.). „Nie — ono żyć nie może. Świat jest za okropny.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, ps. Witkacy (fragment powieści Pożegnanie jesieni, 1927)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz