— I cóż ci to szkodzi? Toż to tylko dwa dni! Poza tym, to przemiły, mądry staruszek. Wyrwie ci ten ząb tak, że nawet tego nie zauważysz.
Stojąc w cerkwi na pierwszej mszy Lewin spróbował odnowić w pamięci młodzieńcze wspomnienia tych mocnych uczuć religijnych, jakie żywił mając szesnaście, siedemnaście lat, lecz wnet przekonał się, że było to dla niego zupełną niemożliwością. Próbował spojrzeć na to wszystko, jak na nic nie znaczący, niepotrzebny zwyczaj, podobny do zwyczaju składania wizyt, ale czuł, że i tego absolutnie nie potrafi. Stosunek Lewina do religii był — jak i u większości ludzi mu współczesnych — zupełnie nieokreślony: nie mógł zdobyć się na wiarę, ale nie był także całkiem przekonany, że to wszystko było nieprawdą. Dlatego, nie będąc w stanie ani wierzyć, że to, co czynił, miało jakąś wagę, ani ustosunkować się do tego obojętnie, jak do pustej formalności, czuł się przez cały czas tych nabożeństw niezręcznie; wstydził się, że robi coś, czego sam nie rozumie, a więc — jak mówił mu głos wewnętrzny — coś nieszczerego i niedobrego.
Lew Tołstoj (fragment powieści Anna Karenina, 1877)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz