14 stycznia 2013

dla człowieka niewierzącego, ale szanującego przekonania innych. . .

Dla Lewina, jako dla człowieka niewierzącego, ale szanującego przekonania innych, obecność na jakichkolwiek obrzędach kościelnych i udział w nich były bardzo przykre. Teraz, w tym uczulonym na wszystko, roztkliwionym nastroju, w jakim się znajdował, przymus udawania był dlań nie tylko bolesny, ale wydawał mu się wprost nie do zniesienia. Właśnie teraz, u szczytu swej glorii, w pełni rozkwitu miałby być zmuszony albo kłamać, albo profanować rzeczy święte. Nie czuł się zdolny ani do jednego, ani do drugiego. Daremnie dopytywał się raz po raz Stiepana Arkadjicza, czy nie można by otrzymać zaświadczenia nie przystępując do sakramentów; ten jednak oświadczył, że to niemożliwe.
— I cóż ci to szkodzi? Toż to tylko dwa dni! Poza tym, to przemiły, mądry staruszek. Wyrwie ci ten ząb tak, że nawet tego nie zauważysz.
   Stojąc w cerkwi na pierwszej mszy Lewin spróbował odnowić w pamięci młodzieńcze wspomnienia tych mocnych uczuć religijnych, jakie żywił mając szesnaście, siedemnaście lat, lecz wnet przekonał się, że było to dla niego zupełną niemożliwością. Próbował spojrzeć na to wszystko, jak na nic nie znaczący, niepotrzebny zwyczaj, podobny do zwyczaju składania wizyt, ale czuł, że i tego absolutnie nie potrafi. Stosunek Lewina do religii był — jak i u większości ludzi mu współczesnych — zupełnie nieokreślony: nie mógł zdobyć się na wiarę, ale nie był także całkiem przekonany, że to wszystko było nieprawdą. Dlatego, nie będąc w stanie ani wierzyć, że to, co czynił, miało jakąś wagę, ani ustosunkować się do tego obojętnie, jak do pustej formalności, czuł się przez cały czas tych nabożeństw niezręcznie; wstydził się, że robi coś, czego sam nie rozumie, a więc — jak mówił mu głos wewnętrzny — coś nieszczerego i niedobrego.

Lew Tołstoj (fragment powieści Anna Karenina, 1877)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz