Fiodor Dostojewski (fragment powieści Bracia Karamazow, 1880)
15 stycznia 2013
którzy w sekrecie wypraszają zbawienia na pustyni egipskiej. . .
- Osądźcie sami, Grzegorzu Wasiliewiczu - rezolutnie i spokojnie ciągnął dalej
Smierdiakow zdając sobie sprawę ze swego zwycięstwa i szlachetnie oszczędzając pokonanego
przeciwnika. - Osądźcie sami, Grzegorzu Wasiliewiczu, przecież napisane jest w samej
historii świętej, że jeżeli macie wiarę choćby na tycie ziarenko i mówicie do góry, żeby zeszła
do morza, to zejdzie ona, nie zwlekając, na pierwsze wasze wezwanie. Cóż, Grzegorzu
Wasiliewiczu, jeżeli ja jestem niewierzący, a wy jesteście faktycznie tak wierzący, że nawet
stale mnie besztacie, to spróbujcież sami powiedzieć owej górze, aby (nie powiem, do morza,
bo do morza jest stad daleko), aby, no, do rzeczki naszej cuchnącej zeszła, do tej, co to za
ogrodem naszym płynie, a wówczas zobaczycie w tej samej chwili, że ona nie tylko nie
zejdzie, lecz będzie stała na dawnym miejscu jak przedtem, nieporuszona, choćbyście nie
wiem jak krzyczeli. A to znaczy, że i wy także nie wierzycie, Grzegorzu Wasiliewiczu, jak
należy, ale na innych za to pomstujecie. Jeśli zaś zważyć, że nikt, nie tylko wy, Grzegorzu
Wasiliewiczu, ale nikt a nikt, od najwyższych osób aż do ostatniego chama, nie potrafi zepchnąć góry do morza, z wyjątkiem chyba jednego człowieka na całej ziemi - jednego albo
najwyżej dwóch, którzy w sekrecie wypraszają zbawienia na pustyni egipskiej, i dlatego nikt
o nich nie wie - jeżeli tak jest, jeżeli wszyscy inni okazują się niedowiarkami, to czyż tych
wszystkich, to znaczy ludność całej ziemi, oprócz tamtych dwóch pustelników, przeklnie Pan
Bóg i mimo miłosierdzia swojego, tak znanego i rozsławionego, żadnemu z nich nie odpuści?
A przeto i ja tuszę, że chociem wątpił, nie będą jednak policzone mi grzechy moje, jeżeli
wyleje łzy skruchy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz