Fiodor Dostojewski (fragment powieści Bracia Karamazow, 1880)
07 lutego 2013
jeszcze zastało wiele domów. . .
Po drugie,
krzepiąca, niewyraźnie majacząca myśl, że fatalny epilog jest jeszcze odległy, w każdym
razie nie bliski, może dopiero jutro nad ranem przyjdą po niego. A więc kilka godzin - to
dużo, bardzo dużo! W kilka godzin można wiele rzeczy obmyślić. Przypuszczam, że w jego
duszy musiało się dziać coś takiego, co się dzieje w duszy przestępcy, którego wiozą na
miejsce straceń, na szubienicę: jeszcze trzeba przejechać długą, bardzo długą ulicę, i to
truchtem, na oczach tysiącznych tłumów, a potem skręcić w inną ulicę i dopiero u wylotu tej
ulicy - straszliwy plac! Wydaje mi się, że skazaniec, siedząc na swym haniebnym wozie, musi
chyba odczuwać, że ma jeszcze przed sobą nieskończenie długie życie. Ale oto przesuwają się
domy, wóz wciąż się toczy - to nic, do zakrętu jest jeszcze tak daleko; skazaniec wciąż
odważnie rozgląda się na prawo i na lewo i patrzy na te tysiące ciekawych i obojętnych
widzów, którzy nie spuszczają zeń oka, i wciąż mu się wydaje, że jest takim samym
człowiekiem jak oni. Lecz oto już zakręt, o! ale to nic, nic, jeszcze cała ulica. I chociaż domy
przesuwają się, on wciąż myśli: „Jeszcze zastało wiele domów.” I tak do końca, aż do placu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz