Wcześnie rano, przed śniadaniem jeszcze, był już znowu w salonie, usiadł na
fotelu i splótłszy ręce kazał śpiewać wspaniałemu barytonowi przy akompaniamencie
harfy: „Gdy się rozglądam w tym szlachetnym gronie”*. Wypływający ze
skrzynki dźwięk harfy był całkowicie naturalny, nie zdeformowany i nie osłabiony,
a tak samo nabrzmiewający, dyszący, wyrzucający słowa głos ludzki. Wszystko to
było podziwu godne. A trudno o coś czulszego niż duet z jednej ze współczesnych
oper włoskich**, który zabrzmiał z kolei, jak skromne a serdeczne zbliżenie między
głosem sławnego, wielokrotnie w albumach reprezentowanego tenora a kryształowo
czystym, niewielkim sopranem, niż jego śpiew: „Da mi il braccio, mia piccina”***,
i śpiewana przez nią w odpowiedzi krótka fraza, prosta, słodka i melodyjna...
Thomas Mann (fragment powieści Czarodziejska góra, 1924)
* Aria Wolframa von Eschenbach z „Tannhäusera”.
** Mowa o „Cyganerii” Pucciniego (1858—1924).
*** Da mi il braccio... (wł.) — Podaj mi ramię, moja malutka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz