25 lutego 2013

nabrzmiewający, dyszący, wyrzucający słowa głos ludzki. . .

Wcześnie rano, przed śniadaniem jeszcze, był już znowu w salonie, usiadł na fotelu i splótłszy ręce kazał śpiewać wspaniałemu barytonowi przy akompaniamencie harfy: „Gdy się rozglądam w tym szlachetnym gronie”*. Wypływający ze skrzynki dźwięk harfy był całkowicie naturalny, nie zdeformowany i nie osłabiony, a tak samo nabrzmiewający, dyszący, wyrzucający słowa głos ludzki. Wszystko to było podziwu godne. A trudno o coś czulszego niż duet z jednej ze współczesnych oper włoskich**, który zabrzmiał z kolei, jak skromne a serdeczne zbliżenie między głosem sławnego, wielokrotnie w albumach reprezentowanego tenora a kryształowo czystym, niewielkim sopranem, niż jego śpiew: „Da mi il braccio, mia piccina”***, i śpiewana przez nią w odpowiedzi krótka fraza, prosta, słodka i melodyjna...

Thomas Mann (fragment powieści Czarodziejska góra, 1924)



* Aria Wolframa von Eschenbach z „Tannhäusera”.
** Mowa o „Cyganerii” Pucciniego (1858—1924).
*** Da mi il braccio... (wł.) — Podaj mi ramię, moja malutka.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz