O godzinie pierwszej po północy zabawa trwała w najlepsze. Przerwać jej nie
pozwalało ciężkie jak ołów obezwładnienie alkoholem czy też szczególna przyjemność,
jaką sprawia nocna hulanka, a także osobliwy wpływ Peeperkorna i odstraszający
przykład św. Piotra i jego uczniów, nikt nie chciał naśladować ich mdłego
ciała. Na ogół kobiety okazały się pod tym względem wytrzymalsze niż mężczyźni.
Ci, czerwoni albo bladzi, nadymali policzki i wyciągali się na krzesłach, od czasu
do czasu mechanicznie, ale już bez należytego animuszu sięgając po kieliszki.
Kobiety natomiast pełne były zapału. Hermina Kleefeld oparła nagie łokcie na stole
i, z policzkami na dłoniach, szczerzyła w śmiechu zęby do chichocącego Ting-Fu.
Tymczasem pani Stöhr kokietowała przez ramię prokuratora, usiłując w ten sposób
przykuć go na nowo do życia. Pani Magnus zapomniała się tak dalece, że usiadła
panu Albinowi na kolanach i ciągnęła go za uszy, co jednak jej mężowi sprawiało
już raczej ulgę.
(...)
Około godziny drugiej gruchnęła wieść, że „stary” — a więc radca Behrens —
zbliża się pospiesznym marszem do sal rozrywkowych. Znużone towarzystwo ogarnęła
momentalnie panika. Przewracając krzesła i kubły z lodem uciekano przez
pokój biblioteczny. Peeperkorn wpadł w królewski gniew na widok nagłego zakończenia
zabawy, tej uczty na cześć życia, uderzał pięścią w stół i wołał za uciekającymi
coś o tchórzliwych niewolnikach. Jednakże pod wpływem Hansa Castorpa
i pani Chauchat pogodził się do pewnego stopnia z myślą, że uczta, która trwała
około sześciu godzin, musiała się i tak kiedyś skończyć; posłuchał więc upomnień
o świętych własnościach krzepiącego snu i zgodził się na to, aby go zaprowadzono
do łóżka.
Thomas Mann (fragmenty powieści Czarodziejska góra, 1924)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz