Nieszczęsny, wielki mój przyjaciel! Jakże często czytając jego dzieło pośmiertne,
dzieło jego upadku, które proroczo tak wiele upadku antycypuje, musiałem myśleć
o bolesnych słowach, jakie powiedział mi przy śmierci dziecka: słowach, że to być
nie może, że nie powinno być dobra, radości, nadziei, że zostaną one odebrane, że
należy je odebrać! Jakże wyraźnie wypisane jest owo: „Ach, tego być nie powinno!”, podobne niemal do jakiejś wskazówki czy przepisu interpretacyjnego do chórów i instrumentalnych partii „Lamentu Doktoris Fausti”, jak mocno tkwi w każdym
takcie i kadencji tej „Pieśni do żałoby”! Nie ulega wątpliwości, że dzieło to napisane zostało w zapatrzeniu na „Dziewiątą” Beethovena, jako jej równoważnik w najbardziej przygnębiającym znaczeniu tego słowa. Ale nie tylko dlatego, że wielekroć formalnie staje się jej zaprzeczeniem, że w negatywnym sensie ją „odbiera”:
jest w nim również jakiś negatyw religijności, – przez co nie chcę i nie mogę powiedzieć: jej negacja. Dzieło traktujące o Kusicielu, upadku, potępieniu, czymże
innym być może niż dziełem religijnym! Chodzi mi jednak o to, że jest w nim jakieś odwrócenie się, cierpkie i dumne odwrócenie sensu, takie na przykład, jakie
znajduję w „przyjaznej prośbie” doktora Faustusa do swoich druhów w ostatniej
godzinie, aby wszyscy udali się na spoczynek, s p a l i s p o k o j n i e i niczym
się nie przejmowali. Trudno w granicach tej kantaty nie dostrzec w owej prośbie
świadomej i rozmyślnej inwersji wezwania: „Czuwajcie wraz ze mną!” z Gethsemani. I znowu ów „napój świętojański”, który odchodzący wypija za przyjaciół,
ma również dobitnie obrzędowy charakter jako innego rodzaju Ostatnia Wieczerza.
Z tym łączy się wszakże inwersja idei pokusy w ten sposób, że Faust odtrąca myśl
o ratunku jako pokusę, – nie z racji formalnej wierności dla paktu i nie dlatego, że
już „za późno”, lecz dlatego, że z całej duszy gardzi pozytywnym charakterem
świata, dla którego chciano by go uratować, i kłamstwem o jego boskiej błogości.
Znacznie wyraźniej i mocniej podkreślone to jeszcze zostaje w scenie z poczciwym
starym lekarzem i sąsiadem, który zaprasza Fausta do siebie, aby w pobożnym wysiłku starać się go nawrócić, a który w owej kantacie z oczywistym rozmysłem
przedstawiony został jako postać Kusiciela. Niedwuznaczne jest tu przypomnienie
sceny kuszenia Jezusa przez Szatana, niedwuznaczne obrócenie owego: „Apage!” w rozpaczliwie dumne: „Nie!”, zwrócone przeciw fałszywej, mdłej mieszczańskiej
bogobojności.
Thomas Mann
(fragment powieści Doktor Faustus.
Żywot kompozytora niemieckiego Adriana Leverkühna
opowiedziany przez przyjaciela, 1947)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz