28 sierpnia 2013

naraz widzę naprzeciw siebie otwarty fortepian, przyjaciela, idę po dywanie prosto ku niemu. . .

Toć mnie ów człek, ów Schleppfuss z piwiarni, zawiódł do domu rozpusty! Stałem, tłumiąc moje affekta, naraz widzę naprzeciw siebie otwarty fortepian, przyjaciela, idę po dywanie prosto ku niemu i stojąc uderzam dwa, trzy akordy, pamiętam jeszcze, co to było, bo właśnie miałem w myśli ów fenomen dźwiękowy, modulację z H do C-dur, rozjaśniający odstęp półtonu, jak w modlitwie pustelnika w finale «Wolnego strzelca» przy wejściu kotłów, trąbek i obojów w kwartsekstowym akordzie w C. Wiem to teraz, nie wiedzia- łem jednak wtedy, lecz tylko tak uderzyłem. Obok mnie staje podczas tego jakaś brunetka w hiszpańskim staniczku, o wielkich ustach, zadartym nosie i migdałowych oczach, Esmeralda, i ramieniem głaszcze mi policzek. Odwracam się, odpycham kolanem stołek i toruję sobie po dywanie odwrót z tych czeluści rozkoszy, mimo trajkocącej bajzelmamy, poprzez sień i w dół po schodach na ulicę, ani nawet dotykając mosiężnej poręczy.

Thomas Mann 
(fragment powieści Doktor Faustus. 
Żywot kompozytora niemieckiego Adriana Leverkühna 
opowiedziany przez przyjaciela, 1947)
   
   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz