Toć mnie ów człek, ów Schleppfuss
z piwiarni, zawiódł do domu rozpusty! Stałem, tłumiąc moje affekta, naraz widzę
naprzeciw siebie otwarty fortepian, przyjaciela, idę po dywanie prosto ku niemu
i stojąc uderzam dwa, trzy akordy, pamiętam jeszcze, co to było, bo właśnie miałem
w myśli ów fenomen dźwiękowy, modulację z H do C-dur, rozjaśniający odstęp
półtonu, jak w modlitwie pustelnika w finale «Wolnego strzelca» przy wejściu kotłów, trąbek i obojów w kwartsekstowym akordzie w C. Wiem to teraz, nie wiedzia-
łem jednak wtedy, lecz tylko tak uderzyłem. Obok mnie staje podczas tego jakaś
brunetka w hiszpańskim staniczku, o wielkich ustach, zadartym nosie i migdałowych oczach, Esmeralda, i ramieniem głaszcze mi policzek. Odwracam się, odpycham kolanem stołek i toruję sobie po dywanie odwrót z tych czeluści rozkoszy,
mimo trajkocącej bajzelmamy, poprzez sień i w dół po schodach na ulicę, ani nawet
dotykając mosiężnej poręczy.
Thomas Mann
(fragment powieści Doktor Faustus.
Żywot kompozytora niemieckiego Adriana Leverkühna
opowiedziany przez przyjaciela, 1947)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz