Przy tym, przynajmniej co się tyczy
młodszej, Klaryssy, widocznym było, że wyrwała się świadomie, z własnej woli i demonstracyjnie z mieszczańskiego środowiska. Wysoka ta blondyna, o dużej
twarzy ubielonej kosmetykami, zaokrąglonej dolnej wardze i słabo zarysowanej
brodzie, przygotowywała się do kariery teatralnej i pobierała lekcje u pewnego aktora Królewskiej Sceny Narodowej, grającego role podstarzałych bohaterów. Złote
włosy układała w śmiałą fryzurę pod wielkimi jak koła kapeluszami i lubowała się
w ekscentrycznych boa z piór. Potężna jej postać zresztą doskonale znosiła to wszystko i tłumiła wyzywające efekty. Pewna skłonność Klaryssy do dziwacznej makabry bawiła krąg jej adoratorów. Miała ona jaskrawożółtego kota imieniem Izaak,
któremu kazała nosić żałobę po zmarłym papieżu, zawiązując czarną atłasową
wstążkę na ogonie zwierzęcia. W pokoju jej powtarzał się motyw trupiej czaszki,
zarówno w postaci prawdziwego, szczerzącego zęby preparatu z ludzkiego szkieletu, jak też pod postacią brązowego przycisku na listy, przedstawiającego ów pustooki symbol przemijania i „wyzwolenia”, spoczywający na jakimś foliancie. Na
foliancie tym greckimi literami wyryto imię Hipokratesa. Księga była wydrążona,
jej gładki spód zaś przykręcony czterema malutkimi śrubkami, które odkręcić
można było jedynie z wielkim trudem i przy użyciu bardzo delikatnego narzędzia.
Później, kiedy Klaryssa odebrała sobie życie zażywając truciznę ukrytą w owym
wydrążeniu, pani senatorowa Rodde ofiarowała mi ów przedmiot na pamiątkę i zachowałem go dotychczas.
Thomas Mann
(fragment powieści Doktor Faustus.
Żywot kompozytora niemieckiego Adriana Leverkühna
opowiedziany przez przyjaciela, 1947)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz