Wzgardził stołem z napojami, który stał po prawej
stronie połyskując srebrem i kryształami, i skierował
się w lewo, ku słodyczom. Tam z kolei porozstawiane
były olbrzymie baby koloru bułanych koni, śnieżne
od kremu zaspy Monte Bianco, baignets Dauphin
upstrzone na biało migdałami i na zielono pistacją, wzgóreczki profitrolek z czekoladą, kasztany w cukrze, brązowawe jak humus równin katańskich,
z których zresztą przysyłano je okrężną drogą, parfety różowe, parfety szampańskie, parfety dereszowate, które rozpadały się z chrzęstem pod łopatką, stosy
kandyzowanych wiśni, żółte krążki ananasów,
"triumfy łakomstwa" z matową zielenią siekanej
pistacji oraz nieskromne ciastka ,,panieńskie". Tych
don Fabrizio kazał sobie nałożyć i gdy już trzymał je
na talerzu, wyglądał jak absurdalna karykatura
świętej Agaty, domagającej się zwrotu swoich odciętych piersi. "Że też święte oficjum, kiedy jeszcze
mogło, nie zabroniło wyrobu tych słodyczy! «Triumfy łakomstwa» (łakomstwo - grzech śmiertelny!),
«piersi świętej Agaty» sprzedawane przez klasztory
i zjadane przez obżartuchów! No..."
Wyruszył na poszukiwanie jakiegoś miejsca w tej
pachnącej winem, wanilią i pudrem sali.
Giuseppe Tomasi di Lampedusa
(fragment powieści Lampart, 1958)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz