21 września 2013

wyobrażenie długiej rury trawiennej, która kończy się w tym miejscu i łagodnie wystaje. . .

   — Nie, najpierw pan.
   Nie był do tego przyzwyczajony i zmieszało go to. Rozkazał jej jeszcze kilkakrotnie (z komicznym brakiem sukcesu) „proszę się rozebrać!”, ale nie pozostało mu nic innego niż pójść na kompromis; według reguł gry, którą mu ostatni raz narzuciła („co ty, to ja”), zdjęła mu spodnie, a on jej spódnicę, potem ściągnęła mu koszulę, a on jej halkę – wreszcie stali naprzeciw siebie nadzy. Trzymał dłoń na jej wilgotnym kroczu, potem przesunął palce dalej, w kierunku odbytu, który u wszystkich kobiet kochał najbardziej z całego ich ciała. Jej był niezwykle wypukły, tak że przywoływał sugestywne wyobrażenie długiej rury trawiennej, która kończy się w tym miejscu i łagodnie wystaje. Obmacał ten twardy, zdrowy krążek, ten najpiękniejszy z pierścieni zwany w mowie lekarskiej „zwieracz” i nagle poczuł jej palce na własnym tyłku, w tym samym miejscu. Powtarzała wszystkie jego gesty z dokładnością lustra.

Milan Kundera (fragment powieści Nieznośna lekkość bytu, 1984)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz