20 listopada 2013

mogę uczynić to moje skojarzenie zrozumiałym dla was, lecz nie mogę sprawić, by prywatne moje skojarzenie choćby tylko dla jednego spośród was stało się również obowiązującym znakiem, mechanizmem, nieomylnie reagującym na wywoławczy sygnał i przebiegającym zawsze w jednakowy sposób. . .

Wyruszyliśmy więc, a musiał to być dzień szczególnie piękny, może jednak wydał mi się taki tylko wskutek mego własnego nastroju, gdyż przetrwał mi w pamięci i obdarzył pewnym drobnym przeżyciem. Ziemia była wilgotna, lecz wolna już do śniegu, przy strumieniach mocno zazieleniona, pączki i pierwsze rozkwitające bazie osnuwały już nagie krzaki mgiełką barw, a powietrze przesycone było wonią, zapachem pełnym życia i sprzeczności, pachniało wilgotną ziemią, gnijącymi liśćmi i młodymi pędami roślin, lada chwila czekało się już na zapach pierwszych fiołków, mimo iż wcale ich jeszcze nie było. Doszliśmy do dzikich bzów, miały malutkie pąki, lecz jeszcze ani śladu liści, a gdy odciąłem gałązkę, uderzyła we mnie mocna, gorzko-słodka woń, która zdawała się gromadzić, sumować i potęgować w sobie wszystkie inne wiosenne aromaty. Byłem nią całkowicie odurzony, powąchałem swój nóż, powąchałem swoją rękę, powąchałem gałąź dzikiego bzu: jego sok właśnie pachniał tak przenikliwie a nieodparcie.
(...) 
Lecz oto dochodzi tu druga jeszcze sprawa. Znalazłem właśnie wówczas u mego nauczyciela muzyki stary tom nut ogromnie kuszący, był to tom pieśni Franciszka Schuberta. Przerzucałem go, gdy pewnego razu musiałem dość długo czekać na nauczyciela, a on na moją prośbę pożyczył mi go na parę dni. W wolnych chwilach pogrążałem się w rozkoszach mego odkrycia, nie znałem dotychczas ani jednego utworu Schuberta i byłem nimi wówczas zupełnie oczarowany. I oto odkryłem, w dniu owego spaceru do dzikiego bzu czy też dzień później, wiosenną pieśń Schuberta "Obudził się łagodny wiatr", a pierwsze akordy fortepianowego akompaniamentu ogarnęły mnie jak rozpoznanie: akordy te bowiem pachniały całkiem tak samo, jak pachniał młody, dziki bez,równie gorzko-słodko, równie mocno, intensywnie, równie pełne były przedwiośnia! I od tej chwili skojarzenie: przedwiośnie — zapach dzikiego bzu — akord Schubertowski jest dla mnie rzeczą stałą i nieodpartą; uderzając ów akord czuję natychmiast niezawodnie znowu ów cierpki roślinny zapach, a obie te rzeczy razem oznaczają przedwiośnie Prywatne to skojarzenie stanowi dla mnie coś bardzo pięknego, coś, czego nie oddałbym za skarby świata. Lecz owo skojarżenie, ów za każdym razem pojawiający się przebłysk dwóch zmysłowych przeżyć, jest moją sprawą prywatną. Daje się ona przekazać, na pewno, tak jak wam ją tu opowiedziałem. Ale przenieść się nie da. Mogę uczynić to moje skojarzenie zrozumiałym dla was, lecz nie mogę sprawić, by prywatne moje skojarzenie choćby tylko dla jednego spośród was stało się również obowiązującym znakiem, mechanizmem, nieomylnie reagującym na wywoławczy sygnał i przebiegającym zawsze w jednakowy sposób".

 Hermann Hesse (fragment powieści Gra szklanych paciorków, 1943)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz