13 grudnia 2013

hateriusz. . .

   Tyberiusz sprawował rządy z umiarem i przed powzięciem decyzji w każdej, nawet podrzędnego znaczenia sprawie politycznej, zasięgał rady senatu. Senat jednak tak długo przywykł uchwalać wszystko na rozkaz, że stracił już zupełnie samodzielność poglądów. Tyberiusz nigdy, nawet kiedy mu zależało na wyniku głosowania, nie wskazywał jasno, czy życzy sobie, żeby dany wniosek przeszedł czy upadł. Chciał uniknąć wszelkich pozorów tyranii, a równocześnie ster państwa utrzymać w swych rękach. Senatorowie wkrótce się zorientowali, że jeśli nie życzy sobie uchwalenia wniosku, przemawia za nim pięknie i ozdobnie; jeżeli z równym krasomówstwem występuje przeciw wnioskowi, to pragnie, aby przeszedł; kiedy zaś wyjątkowo mówi zwięźle i bez żadnych retorycznych ozdóbek, należy go rozumieć dosłownie. Korzystając z tego, Gallus i jeszcze jeden stary kawalarz, niejaki Hateriusz, urządzili sobie doskonałą zabawę. W przemówieniach swych gorąco popierali Tyberiusza i rozwijali jego argumenty aż po granice absurdu, a następnie głosowali tak, jak rzeczywiście sobie życzył. Chcieli w ten sposób pokazać, że przejrzeli jego grę. Podczas debaty nad przejęciem władzy przez Tyberiusza Hateriusz krzyknął: "Jak długo jeszcze,
   Tyberiuszu, pozwolisz, aby Rzym pozostawał bez głowy?!" Tyberiusz zrozumiał, że Hateriusz przejrzał jego intencje. Następnego dnia kpiarz posunął się dalej w swoich żartach. Padł do stóp Tyberiuszowi i błagał go o przebaczenie za zbytnią oschłość swej wypowiedzi. Tyberiusz odskoczył do tyłu ze wstrętem, ale Hateriusz chwycił go pod kolana; Tyberiusz fiknął do tyłu i z hukiem uderzył głową o marmur posadzki. Gwardziści towarzyszący Tyberiuszowi, Niemcy, nie zrozumieli, co się stało, i skoczyli, by zabić na miejscu przypuszczalnego mordercę. Tyberiusz ledwo zdążył ich powstrzymać.
   Hateriusz był niezrównanym parodystą. Miał potężny głos, twarz komika i był niewyczerpaną kopalnią pomysłów. Niech tylko Tyberiusz w swym przemówieniu coś wyraźnie przesadził lub użył jakiegoś archaicznego zwrotu, Hateriusz natychmiast podchwytywał to, a następnie czynił kluczowym słowem swej odpowiedzi. (August zwykł mówić, że na koła rydwanu elokwencji Hateriusza winno się nakładać hamulec łańcuchowy nawet wtedy, gdy Hateriusz jedzie nim pod górę.) Wolno myślący Tyberiusz nie był dla tego kpiarza żadnym przeciwnikiem.
   Gallus stwarzał swemu koledze okazje do kpin z Tyberiusza. Tyberiusz specjalnie zważał, aby go nikt nie posądził o to, iż pragnie oddawania mu czci boskiej, i nie pozwalał, żeby mówiono o nim jako o istocie wyższej. Zabronił nawet na prowincji wystawiać sobie świątynie. Dlatego to Gallus lubił zwracać się do niego niby przypadkiem: "Boski Tyberiuszu." Kiedy Hateriusz, który w każdej chwili gotów był podjąć kpinę, wstawał i upominał go za tę niewłaściwość, Gallus tłumaczył się gęsto i zapewniał, że prędzej by mu nie wiem co do głowy przyszło niż nieposłuszeństwo rozkazom "boskiego... och, jak to łatwo się omylić"; stokrotnie przepraszał, chciał powiedzieć coś zupełnie innego: "...rozkazom czcigodnego przyjaciela i kolegi–senatora Tyberiusza Nerona Cezara Augusta." "Nie Augusta, głupcze – scenicznym szeptem wołał Hateriusz. – Setki razy odmawiał przyjęcia tego tytułu. Używa go tylko wtedy, kiedy pisze listy do innych monarchów."
   Zwłaszcza jeden z ich pomysłów doprowadzał cesarza do rozpaczy. Kiedy z udaną skromnością wzdragał się przyjąć podziękowania senatu za położone dla ogólnego dobra zasługi, Gallus i Hateriusz występowali z przemówieniem, wysławiając uczciwość, która nie pozwala Tyberiuszowi przypisywać sobie zasług matki, i winszując Liwii tak przywiązanego syna. Kiedy spostrzegli, że niczym nie można Tyberiuszowi bardziej dokuczyć niż wychwalaniem Liwii, prześcigali się w pochlebstwach dla cesarzowej. Hateriusz napomknął nawet kiedyś, że tak jak Grecy używali imion po ojcach, Tyberiusz powinien nosić nazwisko po matce; to zbrodnia nazywać go inaczej niż Tyberiusz Liwiades albo poprawniej – po łacinie – Tyberiusz Liwigena. Gallus odkrył jeszcze jedno słabe miejsce Tyberiusza. Nie znosił on najmniejszej wzmianki o swoim pobycie na Rodos. Złośliwy senator odważył się kiedyś na rzecz niezwykle śmiałą. Wysławiał Tyberiusza za jego łagodność – było to tego dnia, kiedy całe miasto dowiedziało się o śmierci Julii – i opowiedział senatowi historię o nauczycielu retoryki z Akademii Rodyjskiej. Kiedy Tyberiusz zwrócił się do owego nauczyciela z uprzejmą prośbą, aby przyjął go do swej klasy retoryki, ten odmówił mu twierdząc, że nie ma właśnie żadnego wolnego miejsca, i kazał Tyberiuszowi zgłosić się za siedem dni. "I jak myślicie – ciągnął opowiadanie Gallus – co zrobił boski... przepraszani, mój czcigodny przyjaciel i kolega–senator Tyberiusz Nero Cezar, kiedy został już monarchą i zjawił się przed nim tenże sam impertynent, aby ofiarować swe usługi nowemu bóstwu?

Robert Graves (fragment powieści historycznej Ja, Klaudiusz, 1934)
   
   
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz